Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

piątek, 25 lipca 2014

Wróżka Meluzyna i Ragnarök


Possession: A Romance

A. S. Byatt

Vintage 1991


A gdybyśmy tak ulepili kogoś na kształt wiktoriańskich poetów, powiedzmy mężczyznę - pomieszanie Roberta Browninga i Lorda Tennysona - nazwijmy go Randolf Henry Ash - i kobietę, kogoś jak Christina Rossetti, ale piszącego odrobinę jak Emily Dickinson - Christabel LaMotte, brzmi nieźle. Oboje wrażliwi, niesłychanie oczytani i inteligentni, piszący rzeczy wybitne, choć ona jest stosunkowo mało znana w porównaniu do niego, sztandarowego poety królowej Wiktorii. 

I gdybyśmy wymyślili odpowiadającą im dwójkę współczesnych literaturoznawców z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Może wyobcowaną i chłodną badaczkę, którą pod lupą feminizmu wyciąga na światło dzienne ukryte znaczenia, Maud Bailey, oraz naukowca-nieudacznika, niepewnego swej przyszłości, swych badań, swej pozycji, swojego związku z kobietą, której nie może już znieść. Ronald Mitchell, niech tak się zwie.

Do tego wrzućmy dwa iskrzące, lecz niedokończone listy, które napisał poeta do poetki, które wypadają zupełnie niespodziewanie z tomu, który przegląda w bibliotece współczesny badacz. Dwa listy, które otwierają zupełnie nowe ścieżki w biografii i odczytaniu twórczości poety.

 
 Kadr z filmu Possession (2002): Randolph Henry Ash (Jeremy Northam) i Christabel LaMotte (Jennifer Ehle)

Tak wygląda w zarysie początek powieści, która na każdej stronie zachwyca kunsztem pisarskim, wiedzą i językiem. Powieści, która pomimo postmodernistycznych wyskoków, bardzo prawdziwej fikcyjnej historyczności, długich, pięknych poematów pisanych niczym piórem prerafaelitów i satyrycznej zgrai stereotypowych postaci literaturoznawców, zdobyła szeroką popularność i trafiła prosto do serc czytelników w latach dziewięćdziesiątych. Nie mówiąc o tym, że w 1990 uhonorowano ją nagrodą Bookera.

Possession, czyli Opętanie, to powieść niesamowicie bogata, gęsta, zachwycająca. To nie tylko piękny romans pseudohistoryczny, ale też powieść o poszukiwaniu, tzw. questu, powieść detektywistyczna, szpiegowska, ucieczki i pościgu, akademicka, humorystyczna, prześmiewcza, kampusowa, obyczajowa... przede wszystkim zaś powieść, która w centrum ma motyw opętania, posiadania i przywłaszczenia. Czy to wywołanego żyłką kolekcjonera, czy naukowej ciekawości, czy pragnienia władzy nad kochankiem czy kochanką, czy natchnieniem artystycznym.

  Kadr z filmu Possession (2002): Gwyneth Paltrow jako Maud Bailey

Cała intryga zaś rozwija się z wielkim znawstwem i w idealnej kolejności, by na końcu zaskoczyć rozwiązaniem akcji rodem ze starych dobrych powieści Agaty Christie w samym środku wielkiej burzy, a także rozwiązaniem tajemnicy w sposób, którego nie powstydziłby się sam Karol Dickens. Szkoda, że nie mogę opowiedzieć, jakie to kontrowersje i życiowe burze odkryli krok po kroku Maud i Roland, ani że nie mam wystarczająco miejsca i czasu, by opowiedzieć o burkliwym szkockim profesorze Blackadderze, przełożonym Rolanda, ani o rozbuchanej, mocnej figurze bezpruderyjnej badaczki Leonory Stern, ani o paskudnym amerykańskim doktorze Cropperze, który siedzi na grubych pieniądzach i po trupach dąży do powiększania swojej materialnej kolekcji pamiątek po lietaratach, ani o puchatej, zastraszonej, ale idącej jak czołg, gdy już się na coś zdecyduje dr Beatrice Nest... U licha, przecież Byatt wspomina nawet o prawdziwym profesorze F. R. Leavisie, prawdziwym, realnym i żyjącym krytyku literackim, który był mentorem Byatt i z którego książek korzystała moja przyjaciółka podczas pisania pracy magisterskiej...

   Kadr z filmu Possession (2002): Aaron Eckhart jako Roland Mithchell

Dodatkowo na początku każdego rozdziału czytelnik zostaje uraczony dłuższym cytatem lub krótkim utworem Asha czy LaMotte, które z początku wydają się tylko ozdobnikami, by później okazać się drogowskazami, integralnymi elementami skomplikowanej mozaiki, której można doszukiwać się w nieskończoność wzajemnych powiązań i inspiracji. Nie mówiąc o całych stronach pseudooryginalnych dzienników, zapisków, baśni, opowiadań i listów. Podziwiam autorkę, podziwiam, doceniam i zazdroszczę po cichu, że potrafi mówić tyloma głosami z tylu epok, każdym elokwentnie, prawdziwie i przekonująco.

What is a House? So strong - so square
Making a Warmth inside the Winds 
We walk with lowered eyelids there 
And silent go - behind the blinds 

Yet hearts may tap like loaded bombs
Yet brains may shrill in carpet-hush
And windows fly from silent rooms
And walls break outwards - with a rush -

Christabel LaMotte

Nawet sobie nie wyobrażacie, ile drobnych, ukrytych perełek i smaczków można w tej książce znaleźć. I jak wiele radości może sprawić czytelnikowi, który je odkrywa. Na przykład moment, w którym zorientowałam się, że istnieje jeszcze jedno podobieństwo Christabel do Maud - ich nazwisko. LaMotte i Bailey. Istnieje coś takiego w tradycji angielskiej jak XII-XIII-wieczny gród motte-and-bailey, czyli rodzaj rezydencji rycerskiej w formie stożkowatego grodu (czyli rodu na usypanym sztucznie kopcu, motte), otoczonego rowem czy fosą i podgrodzia (bailey) wewnątrz palisady. Całość miała funkcję przede wszystkim obronną. Christabel sama siebie często porównywała do czarownicy w wieży czy do The Lady of Shalott, bo odgradzała się od świata ja mogła, żyła w odosobnieniu, nie dopuszczała do siebie nikogo. Maud była podobna do niej, a przynajmniej na początku była zimna i wyobcowana wobec Rolanda. Dopiero z czasem, w miarę wzajemnego oswajania i rosnącego przywiązania, Maud dopuściła do siebie drugiego człowieka, była przejściem między wieżą Christabel a światem zewnętrznym.


 John William Waterhouse (1916) The Lady of Shalott

I ten piękny moment nad morzem, gdy rozpuściła wiecznie ukryte pod zielonym turbanem piękne włosy na prośbę Rolanda...

 

Na koniec muszę podziękować autorce bloga Le plaisir du texte, której recenzja mnie zmotywowała do wyciągnięcia kurzącej się na półce książki. Dzięki!

18 komentarzy:

  1. Jaka zachwycająca recenzja. Grzechem byłoby po jej przeczytaniu nie skusić się na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie miłe słowa, dziękuję:) Tylko zapomniałam dodać, że najbardziej polecam w miarę możliwości w oryginale, nie wiem, jak to wypada w tłumaczeniu na polski!

      Usuń
  2. Cieszę się, że książka Ci się podobała. :)

    "motte-and-bailey" - bardzo ciekawe, przyznam się, że nie wiedziałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się cieszę, że mnie wreszcie zmotywowałaś, bo jakoś mnie nie ciągnęło do tomiszcza zanim nie wiedziałam, co się w nim kryja:)

      Usuń
    2. To prawda, ta książka to niezłe tomiszcze ;). Chyba jakieś 500 stron albo więcej, nie pamiętam.

      ps - ten Aaron Eckhart jako Roland to wersja upiększona. Ale film to film. Amant musi być ;)

      Usuń
  3. Po przeczytaniu tego tekstu poczułam się w pewien sposób ułomna. Stanowczo za mało czytam, zbyt mało piszę, prawie nie rysuje... Po raz kolejny brnąc przez nudności, wymioty, biegunki czuję się wybrakowana. Niby zdobywam to wyższe wykształcenie, ale mam pewnie słuszne wrażenie, że bym tak nie potrafiła. Zamiast wspinać się na intelektualne wyżyny, czuję się otępiona. Posiadasz niezwykły talent przekonywania słowem, jeśli jakaś książka Ci się podoba pragnę ją nabyć już, teraz, za raz, by zobaczyć jak sama ją odbiorę... Zazdroszczę Ci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mroziku mój, musisz pamiętać, że większość z rzeczy, które wiem i którymi się podzieliłam powyżej to efekt mojego kierunku! Na polskiej współczesnej na przykład nie znam się zupełnie, tym bardziej na rosyjskiej czy francuskiej. Nie czuj się w żaden sposób źle, tylko czytaj na co masz ochotę:)

      Usuń
    2. Bardziej kwestia tego, że także chciałabym wiedzieć takie rzeczy. Albo inne, bardziej ogólno-kulturowe zamiast wzory chemicznego fenylofatleiny i równania zmiany jej barwy... może gdzieś w alternatywnej rzeczywistości istnieje Mróz, który zamiast myśleć racjonalnie o przyszłości poszedł za porywem serca i skończył kulturoznawstwo i pisze teraz recenzje/artykuły/felietony mając cudownie bogaty zasób wiedzy.. błagam o wybaczenie mojego wywnętrzniania się.. mam ciężkie wakacje

      Usuń
    3. Ech, ech, moje biedne:* nie chciałabyś wpaść do Krakowa kiedy na odstresowanie i ploty?

      Usuń
    4. Z chęcią, ale dam radę dopiero we wrześniu, jak ogarnie się z egzaminami :*

      Usuń
  4. Po przeczytaniu tej recenzji mam niebywałą ochotę przeczytać tę książkę :) A później obejrzeć film, bo z tego co widzę to istnieje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypomniałaś mi o tej książce. To znaczy, cały czas mam ją na liście "chcę przeczytać", ale jakoś nie mogę na nią natrafić - czy to w bibliotece, czy u znajomych;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepięknista to rzecz! A recenzja bardzo ciepła, przytulna, aż chce się zaszyć gdzieś w kącie z tą zakurzoną książką na kolanach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Po tak dobrej recenzji pozostaje mi tylko poszukać tej książki, a później obejrzeć film:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniale piszesz! :) Aż chce się czytać: takie książki i takie wpisy (już sam tytuł mnie zaczarował). Dziękuję zwłaszcza za fragment o motte-and-bailey, nie wiedziałam o tym. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo intrygujące i zachęcające… czy ta książka ma polski przekład?

    OdpowiedzUsuń