Wigilijne psy
Łukasz Orbitowski
Sine Qua Non, 2016
Gatunek: realizm fantastyczny, horror, fantastyka
476 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
Współpraca!
Miasto brudne, ponure i przygnębiające. Na obrzeżach roi się od wszelkiego paskudztwa, lepi się od najgorszych szumowin; w sercu gnije od środka, pełne patologii, biedy, oszustwa. Straszące czarnymi facjatami i wybitymi oknami opuszczone budynki kryją się na zapomnianych przez Boga blokowiskach, bezdomni żebrzą o byle grosz na alkohol, studenci cisną się w ubogich klitkach, wpadając w wir imprez, narkotyków i lekkomyślnego seksu, drobni oszuści i krętacze kręcą interesy stulecia. Czysta wódka pali wyschłe na wiór gardło.
"Kraków wyglądał jak brudny obraz. Patrzył na złe, najeżone antenami dachy kamienic, na gołębie, jakby nakreślone w pośpiechu tępym ołówkiem, i niskie niebo, szary bigos chmur, śniegu i ptaków."
Wigilijne psy, s. 399
Choć Kraków Orbitowskiego to miejsce mocno depresyjne, nie brakuje mu humoru, energii życiowej, mitów i legend. Przede wszystkim legend. Bo w swoich wydanych oryginalnie dziesięć lat temu opowiadaniach Orbitowski przede wszystkim snuje przyprawiające o nieprzyjemne dreszcze gawędy miejskie. Opowiada o rzeczach niezwykle bliskich, zwyczajnych i ludzkich, maczając je w sosiku realizmu fantastycznego i grozy; przypatruje się naszym przywarom i słabościom w krzywym zwierciadle czarnego humoru, który wyszczerza do nas zęby w paskudnym, nieziemskich uśmiechu. To miejskie baśnie w pierwszorzędnej, intensywnej i na wskroś współczesnej narracji.
Czytało się jakby brzytwą kroił.
Jakbyście się zastanawiali, tak, wyszłam na dach mojej krakowskiej kamienicy, żeby zrobić te zdjęcia. |
Opowiadania z oryginalnej antologii publikowane były w rozmaitych czasopismach. Orbitowski był narwanym dwudziestokilkulatkiem, gdy w 2005 udało się te historie zebrać, poddać mocnemu liftingowi i opublikować w jednym zbiorku dzięki pomocy Szczepana Twardocha, kolegi po fachu. Teraz opowiadania powracają, po raz kolejny poprawione, opatrzone wstępem od dojrzalszego już autora, który dorzuca w bonusie dodatkowe teksty, w tym jeden, który został wydany już po publikacji oryginalnego zbiorku, ale wciąż dobrze wpasowuje się w ponury krajobraz gawędziarskich historii sprzed lat. Wznowienie miało wczoraj premierę.
Teksty nie zestarzały się, a nabrały przyjemnego, charakterystycznego smaczku tamtych lat, kiedy jeszcze nie było większych zabezpieczeń przed oszustwami na Allegro, państwo nie śledziło uważnie handlu odżywkami dla sportowców, a ludzie magazynowali w swoich mieszkaniach tony pirackich płyt z filmami. Czasów jeszcze świeżo po dezorientujących czasach dziewięćdziesiątych, gdy pojawiały się jeszcze nie obwarowane milionem nakazów i zakazów nowe możliwości i technologie, a co sprytniejsi orientowali się, jak szybko i bezkarnie zarobić sporo grosza.
W tym świecie postkomunistycznej niepewności i optymizmu wciąż doskonale się mają przeżytki poprzedniego systemu. Jak na przykład rozpadający się pociąg "Kibel" czy melina żulerii "Kacper Kłapacz". Oba te miejsca, relikty minionej epoki, zapomniane, niestrzeżone, zostały zaadoptowane i pokochane przez najniższe warstwy społeczeństwa. Do tego stopnia, że zalęgły się w nich przerażające wytwory ludzkiej wyobraźni, współczesne potwory, zmory i diabły, tak prawdzie i realne jak krew i śmierć.
Miejskie legendy, zapomniane miasteczka, nawiedzani zwidami szaleńcy plenią się na kartach kolejnych opowiadań. "Serce kolei" mrozi nam żyły mocnym zakończeniem, ale i każe podziwiać świetnie zbudowaną atmosferę i ciekawie zarysowane postaci. "Autostrada" niepokoi, miesza w głowach, by wreszcie kopnąć mocną groteską. "Opowieść taksówkarska" wciąga i hipnotyzuje rasowym dochodzeniem dziennikarskim w sprawie paranormalnej, przypominając klimatem "Z archiwum X" i Thomasa Harrisa, co krok jednak przywołując znane lokacje krakowskie: Olszę, Bronowice, Krowodrzę przy AGH. "Kacper Kłapacz" przeraża atmosferą paranoi jak z "Lśnienia", gdyby tylko przenieść przymusowych mieszkańców hotelu "Panorama" na obrzeża Krakowa w stronę Wieliczki. "Wigilijne psy" to prosta historia o konstrukcji powtarzalnej jak baśń, ale o wiele brutalniejsza i ponura. Czytając "Angelusa" trudno nie docenić ciekawego pomysłu na biznes, a zarazem na opowiadanie. "Lombard" znów przywołuje gęstą atmosferę podejrzeń i paranoi, dołączając do tego grozę bieżanowskich bloków. "Objawienia" zabierają nas w podróż do opuszczonej wioski, gdzie sieje zniszczenie religijna klątwa na miarę Kinga. "Nie umieraj przede mną" urzeka wyśmienicie zarysowanym, delikatnym zaczątkiem romansu między outsiderami, a także intrygą jak z Dana Browna i fantastyką rodem z opowieści o zombie. "Droga do Modlichy" jako jedyna odstaje, bo choć zachwyca powtarzalną, jarmarczną fabułą i brudnym humorem, to jednak tu element fantastyczny jest znacznie przyjaźniejszy niż w reszcie opowiadań. "Pan Śnieg i Pan Wiatr" to perełka grozy osadzona w głębokim brudzie i nieszczęściu blokowiska, „Zmierzch rycerzy światła” gra nam na nosie, by potem znów polać zimną wodą.
Siły nieczyste, duchy i demony pojawiają się wszędzie tam, gdzie ludzie przestają się starać, gdzie życie wypada im z rąk, rutyna doprowadza do duchowej pustki i marazmu, wygodnictwo prowadzi do bylejakości. Szczególnie zaś lubują się w dręczeniu tych, którzy próbują dojść po trupach do sukcesu, wykorzystują naiwność innych i rozlewają niewinną krew. Zło rozprzestrzenia się, wychodzi z ciemnych zakamarków, manifestuje się w fizycznej postaci, by popsuć szyki pragnącym wybaczenia i desperatom. Historyjki z dreszczykiem, jak na dobrą gawędę przystało, często mają ukryty pod płaszczykiem grozy i makabry morał, któremu daleko do sztucznego moralizatorstwa.
Trudno w tym zbiorku znaleźć chociażby średnie opowiadania. Orbitowski świetnie buduje atmosferę, niesamowicie lekko i autentycznie kreśli dialogi, zna na wylot polskie realia i polskiego ducha. Jego historie trafiają we właściwą nutę, jeśli chodzi o grozę, niesamowitość i czarny humor, idealnie harmonizując z wychowanym na "Nowej Fantastyce", studiującym w Krakowie i wychowanym na osiedlu pełnym bloków czytelnikiem.
Niech świat spłonie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz