Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

sobota, 19 listopada 2016

Kiedy anioł zasługuje na bamboszki. Siła niższa


Podchodzę do tego wpisu i podchodzę, ale zacząć nie mogę. Czegokolwiek bym nie napisała, nic nie wyjaśni, wytłumaczy, zastąpi, zachęci wystarczająco do Marty Kisiel, jak przeczytanie jej książki. Ewentualnie może dokonać tego samego wywiad, ♪ ale to już było

Może zaczniemy zatem od fragmentu?

"W przeciwieństwie do swej wyżej postawionej i pomysłowej kuzynki, która nawet z głupiego jabłka potrafiła wycisnąć wyprawę na tysiąc okrętów i jednego drewnianego konia, siła niższa dysponowała znacznie skromniejszym arsenałem. Nie miała głowy do skomplikowanej logistyki katastrof naturalnych, uparcie myliła geopolitykę z geoplastyką, a do odkryć natury dziejowej brakowało jej i szczęścia, i kompetencji. Za to po mistrzowsku łamała obcasy, tłukła filiżanki z kompletu, pryskała keczupem na śnieżnobiałe koszule, puszczała oczka w pończochach i zacinała windy między piętrami. I to wszystko. Niby nic wielkiego, niby proza życia zamiast dramatu w trzech aktach, poświęcała się jej jednak z prawdziwym oddaniem, gorliwością nadrabiając braki w potencjale bojowym."

Siłą niższą próbuje się usprawiedliwić wszystkie kolejne szaleństwa, które wynikają od tego początku książki, wybuchając w oczy czytelnika rozdział za rozdziałem. Tymczasem wiadomo, że za wszystkim stoi Ałtorka (pisownia intencjonalna). I za nieszczęsnym pracoholizmem pewnego pisarza, i za zagubieniem małego anioła w bamboszkach, i za tęsknotą za pradawnym złem, co potrafiło tak wspaniale radzić sobie w kuchni, i za zamknięciem się w sobie tego jednego utopca, zagnieżdżonego na dobre w skutecznie zaglonionej łazience na parterze, i za niezdrową fascynację drewnem jednego postawnego wikinga. Przede wszystkim zaś za kolejny dom, w którym lądują bohaterowie wyśmienitego Dożywocia, które kontynuuje Siła niższa.

Pamiętacie, jak przekonywałam, że Dożywocie to książka idealna na jesień? Wiadomo, tak naprawdę jest idealna na każdą porę roku, a ja tylko niecnie uprawiam clickbait, ale dla mnie Kisiel jest bardzo jesienna. Podobnie z Siłą niższą. Targowa premiera po koniec poprzedniego miesiąca i czytanie podczas pierwszych większych mrozów zapowiadających zimę nastawiły mnie bardzo krzepiąco. Kisiel w końcu krzepi.









Oprócz trudnego do podrobienia poczucia humoru, rządów prawami cudownej absurdalności i uroczego stada fantastycznych bohaterów, opowieść snuta przez Ałtorkę ma w sobie składnik spajający wszystko w jedno. Niezapomnianą atmosferę bliskości, która wciąga czytelnika jak kleiste ciasto na pierogi. Przypomnijmy dość specyficzny miks rodzinki z Dożywocia w postaci Licha - sztuk jeden, utopców - sztuki trzy, krakena - sztuk jeden, macek dużo, romantycznego poety od siedmiu boleści - sztuk o jeden za dużo, paskudnego kociska oraz abominacji natury w postaci różowego królika - po jednym egzemplarzu, do tego jeszcze rzecz jasna dochodził Konrad Romańczuk, współczesny nieszczęśnik, na którego spada dożywocie. W Sile niższej spotkamy się z dość podobnym zestawieniem, ale do tego dochodzi między innymi jeszcze jeden anioł - wyjątkowo upierdliwy Zadkiel, tudzież Dupkiel, jak go przezywa Turu Brząszczyk, mocarny młodzian o wielkim sercu (obaj z miejsca mnie podbili!). Dojmujące uczucie silnego przywiązania, które w różny sposób kiełkuje tudzież łączy tych wszystkich domowników, wypełnia duszę czytelnika trudnym do opisania szczęściem i zachwytem tą swojskością, tymi codziennymi zmaganiami, utarczkami, posiłkami, świętami, porywami honoru i miłości. Wspominałam o tym przy okazji Dożywocia i muszę powtórzyć - rzadko się spotyka prozę, która wytwarza coś tak unikalnego.

Może fragment na dowód?

"Zmierzchało już, gdy pośród monotonnego bębnienia deszczu rozległ się dzwonek u drzwi. Metaliczny terkot poniósł się echem po wszystkich zakamarkach.
Piętro wyżej Licho struchlało. Pęseta, którą właśnie dokonywało aktu depilacji, wypadła mu z rączki i z nieśmiałym brzękiem wpadła pod łóżko.
Konrad Romańczuk zbladł i zastygł nad patelnią, na której właśnie przypalał kolejną porcję mielonych.
Rozsiane po całym domu różowe króliki zgodnie zastrzygły uszami.
Utopiec zabulgotał z bagiennych głębin żeliwnej wanny.
A Turu Brząszczyk poszedł otworzyć."




W nowej części czeka na wielbicieli gatunku fabuła osnuta wokół postaci stetryczałego anioła, który uczy się sensu życia od naiwniejszych i radośniejszych, cudu życia, które niepowołane zwala się na głowę i stawia wszystko do góry nogami, a także poszerzenia horyzontu koncepcji świata, w którym ludzie znienacka mogą zostać obarczeni niby zapisanym w spadku dżinem, trzema dziarskimi przedstawicielami Wermachtu, wiłą, latawicą czy koboldem. Jak to pierwsze i ostatnie wyszło wyśmienicie, tak przy tym środkowym mam pewne zastrzeżenia. Przy okazji Dożywocia w komentarzach doszliśmy do wniosku, że brakuje nam pozytywnych, pełnokrwistych postaci kobiecych. Czy w tej części się udało? Z jednej strony pewna kobieta zmienia się w bardziej ludzką, z drugiej dar macierzyństwa za bardzo próbuje ją dookreślić, z czego w którymś momencie Ałtorka zdaje sobie sprawę i porusza temat. Mimo to momentem przełomowym, powodem przemiany wewnętrznej dla wszystkich dookoła okazuje się dziecko. Jak dla mnie trochę zbyt magicznie i na wiarę.

Nie przeszkadza to jednak w czytaniu, bo jest i uroczo, i prześmiesznie. No, to może jeszcze fragmencik? 

"Oblany rumieńcem i potem Turu ze wzburzonym włosem klęczał na polarowym kocyku w pieski i pochylał się nad Niebożątkiem, które wiło się i rzucało na wszystkie strony, charcząc i tocząc ślinę w paroksyzmach niewysłowionych cierpień. Tuż obok leżało bezwładnie Licho, zapatrzone szklistym wzrokiem gdzieś w przestrzeń, i ledwo zipało.
Carmilla chciała zemdleć. Albo wrzasnąć. Albo zemdleć, wrzeszcząc, lecz zanim zdążyła się zdecydować na reakcję, która lepiej wyraziłaby ogrom targających nią uczuć, naraz wiking nabrał powietrza i jak nie ryknął straszliwym głosem:
– GILI-GILI-GILI!!!"

Podsumowując, Kisiel trzeba czytać, bo krzepi, szczególnie na jesień. Zaprawia na chłody, zmusza do zatęsknienia za świąteczną atmosferą, przypomina nadejście wiosny. Nade wszystko jednak pozwala się ubawić jak dzika norka. Do czytania marsz!


Siła niższa

Marta Kisiel

Uroboros, 2016
318 stron
Odczucia: ★★★★★/★★★★★
Współpraca!

__________________________