Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

wtorek, 27 grudnia 2016

Wzorzysty kobierzec modnych wątków. Muza


Justa i Rufina były siostrami z Sewilli, żyły w trzecim wieku naszej ery, trudniły się garncarstwem. Pochodziły z głęboko wierzącej, katolickiej rodziny, żyjącej w pogańskim jeszcze świecie. Zginęły za swoją wiarę, za swoje przekonania - nie chciały, by ich towary służyły przy niechrześcijańskim święcie. Skazano je na okrutną śmierć - Justa umarła jeszcze w więzieniu, z głodu; jej ciało zostało wrzucone do studni. Rufina nie ugięła się po śmierci siostry, więc dla zabawy została wypuszczona do amfiteatru razem z lewem, który miał ją pożreć. Według legendy, zwierzę na jej widok stało się łagodne jak baranek. W gniewie, władze kazały ją udusić i ściąć głowę.

Jessie Burton tka na kanwie starego hiszpańskiego podania o świętych wczesnych czasów chrześcijaństwa. Tworzy kobierzec łącząc w paralele kawałki z legend, w natchnieniu malowane obrazy ręką młodej dziewczyny, Oliwii Schloss, w Andaluzji na skraju wojny domowej, historię czarnoskórej, początkującej pisarki z Trynidadu, próbującej swych sił w Londynie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Nici losów tych kobiet przeplatają się ze sobą, tworząc spójną, frapującą intrygę; szyte bez rozmachu, intymne, wykradnięte fragmenty rzeczywistości sprzed lat formują przed naszymi oczami zgrabną fabułę, zręczny temat, modne wątki, przemyślane, zbyt proste do uchwycenia treści dla masowego czytelnika, który po przeczytaniu powinien czuć, jakby otarł się o artyzm, głębię i mistrzostwo.

Ja jednak mam trochę goryczy na języku i wciąż czuję niedosyt; obiłam się o odbijające piękne obrazy lustro. Powieść nie oferuje wiele poza solidnym przygotowaniem, zapleczem, planem i wykalkulowanym targetem, który oczekuje konkretnych punktów w przepisie na bestseller. Pisała o tym Naia z Literackich skarbów, nie będę się zbytnio powtarzać, jednak dołożę też swoje trzy grosze. Oprócz zastosowania mile widzianych ostatnimi czasy tematów dyskryminacji, kolonializmu, feminizmu, kobiecych autorek - niemalże według podręcznika, a gwarantujących posłuch sukces powieści, faktycznie brakuje tu iskry.


Nie porwała mnie historia ani jednej, ani drugiej z obu mdlo przedstawionych bohaterek, dialogi zamiast poruszać akcję, wydają się momentami jeszcze bardziej ją zwalniać i nużyć drętwym językiem, banalnymi sformułowaniami, brakiem polotu. Szczerze mówiąc, pomimo dawkowanej z odpowiednim suspensem intrygi, do końca nie wciągnęłam się w tę książkę tak, jak bym chciała, albo jak wciągnęła mnie chociażby Miniaturzystka. Podoba mi się sam pomysł, historia obrazów, romantyzm ukrywającej się twórczyni, niepokojów w kraju, motyw pracującej jako stenotypistka w galerii sztuki czarnoskórej bohaterki, ale wszystko to w którymś momencie przestaje fascynować, przyćmione nieciekawymi postaciami drugoplanowymi, pseudotajemniczymi rozmowami, romansami bez chemii.

Miniaturzystka świetnie się sprzedała, była dobrze wypromowana, rzucili się na nią w amoku wydawcy z całego świata. Mnie czytało się dobrze, przyjemnie, przy końcu coraz zgrzytliwiej - nie było to arcydzieło. Zrzucało się to na karb wyrabiającej się dopiero, debiutującej w końcu autorki. Wobec Muzy oczekiwania były już zdecydowanie inne, osobiście miałam nadzieję na dojrzalszą, porywającą powieść. Może i była dojrzalsza, ale przez to bardziej wyrachowana, na pewno jednak nie porwała aż tak, jak historia Petronelli w Amsterdamie drugiej połowy XVII wieku.

Brawa jednak dla Wydawnictwa Literackiego - kampania marketingowa, przepiękne wydanie, wytrwałe promowanie urzekało nowatorskimi  pomysłami. Na facebooku pojawiały się piękne zdjęcia z malowania okładki na płótnie, do blogerów wysyłano tubkę farby, prosząc o namalowanie swoich wrażeń z lektury, w mojej skrzynce mejlowej pojawiło się kilka kolejnych informacji i przypomnień o powieści. Poskutkowało.



Muza

Jessie Burton

Wydawnictwo Literackie, 2016
480 stron
Odczucia: ★★★/★★★★★

________________________________