Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 14 grudnia 2016

Zaczarowany policjant, zaczarowana policja, zaczarowany zgon. Rzeki Londynu



Weźmy Dobry Omen, Nigdziebądź, Amerykańskich bogów, Hot Fuzz i Harry'ego Pottera. Dobra kombinacja, prawda?

Takie są Rzeki Londynu.

Pierwszy tom z serii czterech powieści Bena Aaronovitcha nie miał mało szczęścia jeśli chodzi o wydania. Rivers of London pojawiły się w angielskich księgarniach z okładką, która może dla niektórych być wręcz spojlerem, bo zawiera spore odniesienie do fabuły. Mimo wszystko jednak przykuwa wzrok, zaciekawia, intryguje i faktycznie daje dobre wyobrażenie o tym, co znajdziemy w środku, a także jest charakterystyczna i unikatowa. A wersja amerykańska?... Cóż. Po pierwsze, tytuł został zmieniony na Midnight Riot, czyli mniej więcej Zamieszki o północy. Niby tak, znajdziemy w powieści fragment, w którym publiczność wychodzi z teatru na ulice i robi potężne zamieszanie, ale po co w ogóle zmieniać dobry tytuł? Ale na tym nie koniec, zmieniono też okładkę, przez co książka kojarzy się z kolejnym thrillerem, przechodzi się koło niej obojętnie. Dla porównania:


Całe szczęście mnie udało się położyć łapkę na co prawda amerykańskiej wersji, ale przynajmniej z efektowną okładką.
Gdy już wyjdziemy poza zamieszanie z okładkami i zajrzymy do środka, odkryjemy fantastyczne czytadło, które łączy elementy lekkiego, zabawnego policyjnego procedurala z miejską nadnaturalną fantastyką. W komplecie dostajemy coś w rodzaju londyńskiego półświatka, w pełnym pakiecie z zaklęciami, strzygami, duchami, bożkami rzecznymi, nimfami i policyjnym wydziałem od tuszowania spraw magicznych. Od razu dostajemy też zapewnienie, że wydział ten nie jest w żaden sposób podobny do Ministerstwa Magii, a nadkomisarz Thomas Nightingale nie jest czarodziejem takim, jak Harry Potter. Dlaczego? Bo, jak przyznaje sucho sam zainteresowany, nie jest przecież postacią fikcyjną. 

Głównym bohaterem jest policjant nieidealny, posterunkowy Peter Grant, oficer londyńskiej Metropolitalnej Służby Policyjnej. Zdecydowanie późno w jego życiu pojawia się Hagrid, em, to znaczy Nightingale, by powiedzieć: you're a wizard, Harry. Chwila, wróć: powiedzieć mu, że zostaje zatrudniony jako czarodziej praktykant u jego boku, by dbać o pokój na ulicach stolicy kraju jej królewskiej mości. Okazuje się też, że to wcale nie był nagły atak zaćmienia umysłowego, ukrytego szaleństwa czy omam wywołany deprywacją snu, Peter naprawdę rozmawiał z duchem pod arkadami Covent Garden, podczas gdy jego partnerka Leslie skoczyła na moment po kawę. Nie tylko też duchy są prawdziwe, ale i wampiry, bogowie, dosłownie upiorni seryjni mordercy i cała menażeria.

A jak się zna łacinę i poćwiczy kilka tygodni, można już próbować ogarniać pierwsze zaklęcia. Na przykład Lumos - um - sorry, znów nie ta seria - Lux.


Fanart by MinuetteTune

Jak się zapewne domyślacie, cała ta historia napisana jest z dużą dozą humoru i dystansu, zabawą konwencjami, żonglerką nawiązaniami. Aaronovitch zanużony jest w solidnej nerdozie po uszy, w latach osiemdziesiątych pracował nad Doktorem Who, przez co nie dziwią wtrącenia w stylu "nie chcę wywołać pęknięcia w kontinuum czasoprzestrzennym", heheszki z midichlorianów, rozmówki o Harrym Potterze, docinki na temat YouTube'a, mrugnięcia okiem do fanów Pratchetta, nie mówiąc o inspiracjach Gaimanem. Język jest jedną z jej najsilniejszych stron książki, czyta się z prawdziwą przyjemnością.

Fabuła nie poraża oryginalnością i to nie w niej bije serce powieści. Sama historia zakłada dość typową dla Agathy Christie tajemnicę w stylu: kto zabił. Zaczynamy od dziwnego morderstwa, bohater próbuje ją rozwiązać, a w międzyczasie szkoli się na czarodzieja i próbuje zażegnać konflikt między starym bogiem źródeł Tamizy i egzotyczną boginią delty i morza. Peter robi, co może, a może sporo, choć dość chaotycznie i niezdarnie. Bardzo podoba mi się nietypowe jak na bohatera tego typu powieści zacięcie naukowe Petera, niesamowitą ciekawość świata, umiejętność łączenia znajomości technologii z wiedzą magiczną zapisaną w rozsypujących się tomiszczach. Policjant zastanawia się, skąd bierze się energia potrzebna do stworzenia magii i  łamania podstawowych praw fizycznych, tworzy teorie i bada na podstawie eksperymentów, przez co Nightingale często dziwi się, skąd te zaawansowane pytania u swojego podopiecznego. Peter z jego niedoskonałym charakterem, mieszanką roztrzepania, nieudolności, umiejętności dyplomatycznych, dociekliwości i uroczej ironii tworzą doprawdy sympatycznego gościa, którego ma się ochotę zaprosić na piwo. Cieszy też fakt, że bohater nie jest biały, podobnie jak w Amerykańskich bogach, a inne postacie są też zróżnicowane etnicznie.

Świat magiczny ma swoje luki, fabuła momentami ma swoje niedociągnięcia. Czemu na przykład ciekawski Peter nie drąży kilka razy wspomnianego tematu przeszłości swojego mentora? I czemu jego zdolności magiczne i widzenie duchów pojawiają się dopiero w pewnym momencie życia, czemu Wallpenny był pierwszym spotkanym widziadłem? Sama teatralna intryga wydała mi się też lekko nużąca, w szczególności że nie znam się zbytnio na konkretnej konwencji, na której opiera się cala historia. Można jednak na to przymknąć oko dla samej wyśmienitej atmosfery niesamowitości, soczystej brytyjskości i doskonałego humoru. Zmitologizowani bogowie rzek, Papa Tamiza i Mama Tamiza, a także ich gromadka dzieci i wnuków, czyli rzeczek i rzeczułek, to naprawdę ciekawy pomysł, a scena pościgu przez czas poprzez kolejne wieki Londynu jest absolutnie czarująca. Najbardziej chyba zachwyca mnie jednak Folly (z angielskiego wariactwo), siedziba główna dwuosobowej jednostki magicznej ochrony policji, stary budynek z wieloma tajemnicami, a także enigmatyczna służąca Molly.


Fanart by MinuetteTune


Długo polowałam na Rzeki Londynu i miałam je przyjemność przeczytać dzięki nieocenionej koleżance z pracy (dzięki, Monika!), która często wpada do mnie pochwalić się jakąś książką. Ostatnio nawet wspominała, że urządziła sobie choinkę z piramidy książek i sznura światełek... ;) Z dziką chęcią przeczytam też w niedalekiej przyszłości drugą część, Moon over Soho, która podobno jest jeszcze lepsza.


Rivers of London / Midnight Riot

Ben Aaronovitch

Publisher: Gollancz (UK) / Del Rey (USA), 2011
400 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
__________________________