Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

wtorek, 4 lipca 2017

O takiej jednej, która roztacza wokół barwy i słowa. Nie ma świata


Zbieram się i zbieram, ale nie mogę podejść do tego wpisu inaczej niż osobiście.

Trudno mi inaczej przedstawić Idę Dawidowicz, niż powiedzieć na wstępie, że jest pięknym, kolorowym ptakiem. Że jest kroplą cudownej egzotyki i koloru. Ze trudno trafić na tak pasjonującą, kochaną osobę, o której tyle można opowiadać. Z którą wiąże mnie tyle szalonych sytuacji. Z którą wspomina się tylko podniesionymi głosami, ze śmiechem, z nostalgią. Która tworzy swoje życie jak estetyczną, czasem skrajną poezję. która kocha ubarwiać, która nosi wszystkie kolory tęczy.

Chodziłyśmy do jednej klasy w liceum, w szkole czerniącej się od koszulek metali, siedząc w salach razem z mieszaniną artystycznych, pełnych pomysłów i marzeń ludzi. Każdy chciał być kimś wyjątkowym, coś tworzyć, czymś się wyróżniać. Ida tworzyła kolarze, pisała wiersze, nosiła się na hippisa, przynosiła do szkoły ogromne, kolorowe, pluszowe węże i sprawiała, że pół klasy uganiało się z nimi z rykiem i śmiechem po korytarzach, udając, że to wielki smok na chińskiej paradzie.



Nasze ścieżki krzyżują się w wyobraźni podczas wspólnych sesji, gramy razem w tradycyjne, turlane i opowiadane rpgi. Ona jest ponad dwumetrową elfką, która przyrzekła nie nosić ubrań. Zamiast tego przyodziewa się w bluszcz, otacza zwierzętami, kieruje się dziką furią, czasem przypadkową fanaberią, zawsze z pasją, całkowicie. Logika odchodzi na bok, w ruch idą pazury.

Pewnego razu pod wpływem chwili wynajęłyśmy razem mieszkanie, ja, Ida i jeszcze jedna niespokojna, cudowna dusza - wielkie, rozpasane, klimatyczne mieszkanie w krakowskiej kamienicy na Kazimierzu. Skończyło się mozaiką, komuną, miejscem, o którym można snuć straszne i śmieszne opowieści grubo po północy. Jej ćwiartka pokoju była miniaturową wystawą figurek żółwi, szalonych kolczyków, pięknych szali, kwitnących storczyków, stert książek. Wykwit specyficznej cudowności.



Nie ma świata to nie jest jej debiut, w liceum wydała maluteńki tomik z mnóstwem dedykacji W oczach jednorożca. Porównując okładki, widać olbrzymią drogę od hippisowsko-barokowej stylistyki w stronę absolutnego minimalizmu i zen. Ida zmieniła się, niewątpliwie, po swojemu dojrzała, przetworzyła, przeszła z wieloma sprawami do porządku dziennego.

W ciągu jakiegoś pół roku dzięki szybkiej, szczęśliwej propozycji powstał niezwykle przemyślany, ustrukturyzowany tomik według mnie bardzo dobrej poezji. Takiej, którą czyta się z przyjemnością, która porusza zmysły, od której człowiek się uśmiecha, którą czuje się trochę przez osmozę; za każdym wierszem stoją jednak nawiązania, teorie, świadome wizje.



Wiem, bo gdy Ida dostała propozycję wydrukowania wierszy, zadzwoniła po mnie. Usiadłyśmy z laptopem; czytałam, rozgryzałam, dopytywałam, tłumaczyłam, jak rozumiem każdy z wierszy, jak mi według mnie osoba z zewnątrz może rozumieć dany fragment. Podpowiadałam, a Ida układała, dopracowywała. Potem robiłam zdjęcia zwierzakom Idy, powstała sesja zdjęciowa Herbatka z gadami. Zdjęcia wylądowały później w tomiku w postaci przerywników między poszczególnymi częściami. Dwie soczyście kolorowe agamy i żółw pozowały do zdjęć przy porcelanie, filiżankach, imbrykach. Niestety wąż wtedy gdzieś chwilowo się zapodział, choć oryginalnie to on miał być znakiem Enso na okładce.

Studiowała religioznawstwo, przeczytała setki książek. Szkoda, że nie mogliście jej posłuchać, jak wprowadza słuchaczy w swoje wyobrażenie na temat Enso, jak zapowiada kolejne wiersze podczas swojego wieczorku poetyckiego w Cafe Szafe w Krakowie. W białej, długiej do kostek sukni wyglądała jak grecka bogini, pełna, szczęśliwa, na prostej.


Nie czuję się odpowiednią osobą do komentowania jej poezji. Czuję się zbyt blisko, zbyt osobiście. Najbardziej lubię, gdy od prostych, codziennych rzeczy szybkim ruchem słowa przechodzi do metafizyki, głębi, piękna. Gdy pisze o prostych, ale skomplikowanych uczuciach dobitnymi pociągnięciami metafory. Gdy po przeczytaniu jednego wiersza nagle czuję radosny niepokój, drażniące pobudzenie, bo znam to uczucie, nagle czuję się przeniesiona w ten stan ducha, bo tak pięknie to brzmi w tych ulotnych słowach. Jak Niewymazywalne, Przecież śnimy te same sny..., Wiem doskonale, czego bym chciała..., Chciałabym umieć ukryć w Tobie...

Nie ma świata zaczyna się od beztroski, pasji, miłości, następnie przechodzi w rozpacz, rozstanie, zaprzeczenie, wreszcie dochodzi do nihilizmu, zwątpienia, odrzucenia, przechodzącego w pogodzenie, odpuszczenie, twórcze przetworzenie przeszłości w wewnętrzną, spokojną harmonię, cichą akceptację ludzkiego losu, niedoskonałości, cyklów porywów i rozstań, od wiosny do zimy. Niespostrzeżenie przechodzimy na koniec kręgu, do chropowato zakończonej linii, gdzie wszystkie decyzje są słuszne, a nie istnieje tylko to, co się nie śni. I wszystko zacznie się na nowo mocnym przyciśnięciem pędzla, pełnym zachwytu szybszym biciem serca.



Chciałabym, żeby więcej ludzi poznało te wiersze. Wiem, że mało kto teraz czyta poezję. Sama ciągle sięgam po prozę. Ale mam silne przekonanie, że te wiersze są dobre.

Tomik można było kupić podczas wieczorku za cenę śmiesznie niską. Wiem, że jeszcze dużo zostało. I mogę dogadać szczegóły pomiędzy autorką a chętnymi czytelnikami:)


Nie ma świata

Ida Dawidowicz

Agencja JP, 2017
31 stron
Odczucia: ★★wyjątkowe★★/★★★★★