Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

sobota, 25 października 2014

Sądy, złodzieje, używki i cały ten jazz - trzeci Phoenix Wright



Ace Attorney Phoenix Wright
Trials and Tribulations


- O, jakie ładne leci. Słuchasz jazzu? - zapytałam dawno temu mojego R., wtulając się mocno. Z głośników sączyła się delikatna, nostalgiczna melodia.

- Nie szczególnie, ale to z Phoenixa - odparł.

Ta melodia to przewodni motyw Godota, prokuratora z gry Phoenix Wright: Trials and Tribulations. Faceta w masce, przez którego mój mężczyzna chłopięciem będąc zaczął pić kawę. A ten jazzowy kawałek nazywał się Zapach czarnej kawy właśnie.


O dwóch pierwszych grach na konsolę Nintendo DS z serii Phoenix Wright pisałam już wcześniej:
Phoenix Wright: Ace Attorney i Phoenix Wright: Ace Attorney: Justice for All. Kiedy to, w sierpniu chyba, skończyłam ostatnią grę z oryginalnej trylogii. I poznałam też Godota, o którym tak wiele mówił mi R., i który intrygował imieniem prosto ze sztuki Becketta. Można powiedzieć, że przez całą grę w raz z postacią Godota i Mii, niczym zapach kawy i dźwięk zawodzącego z godnością saksofonu, przewija się smutna historia z przeszłości, znajdując rozwiązanie z końcem gry.

Trial and tribulations jak zwykle podzielona jest na pięć rozdziałów. Pierwszy, Turnabout Memories, rozpoczyna się deszczem i czarno-białym wspomnieniem niezrozumiałej zbrodni. Wspomnieniem Phoenixa, znanego nam doskonale adwokata z fryzurą na jeżozwierza, z czasów studenckich.


Rozwijająca się przed naszymi oczami historia pokazuje, w jaki sposób Phoenix, student sztuki, poznał Mię Fey, swoją przyszłą mentorkę. Phoenix zostaje oskarżony o morderstwo, Mia jest jego obrońcą w sądzie. Nie jest łatwo, bo to dopiero jej drugi raz na prawdziwej rozprawie, a pierwsza rozprawa jakiś rok wcześniej przyprawiła ją o głęboką traumę.

Oczywiście nie brakuje charakterystycznego dla gier o Phoenixie humoru. Na przykład Marvin Grossberg, który pomaga Mii podczas rozprawy, od czasu do czasu nie omieszka wspomnieć o swoich nieszczęsnych hemoroidach, które są widocznie bardzo wrażliwe na wydarzenia w sali sądowej. A przeziębiony Phoenix ciągle kicha i prycha, biedaczek, paradując w lekarskiej maseczce na twarzy.

Co za dużo, to niezdrowo.

Oprócz tego poznajemy też Dalię Hawthorne, zwiewną i uroczą damulkę w bladoróżowym stroju lolitki, z tiulowym szalem i parasoleczką, która jeszcze nie raz przyprawi nas o zgrzytanie zębów. W sensie damulka, nie parasoleczka.

Zastanawiam się, czy nazwisko tej pannicy było wybrane specjalnie jako nawiązanie do Nathaniela Hawthorna, XIX-wiecznego pisarza amerykańskiego romantyzmu. Jego najsłynniejsze dzieło to powieść Szkarłatna litera, o kobiecie, która jest poddana ostremu ostracyzmowi w swojej purytańskiej społeczności lokalnej i musi odpokutować za cudzołóstwo. Mamy tutaj i kobietę, która popełniła zbrodnię w świetle prawa, i kwestie moralności. Czy to o to chodziło? A może po prostu chodziło o to, że Dalia potrafi być jak cierń?

R. przez ramię podpowiada, że może też chodzi o Czarną Dalię, ofiarę brutalnego morderstwa z 1943 roku. Może.


W kolejnym rozdziale, The Stolen Turnabout, poznajemy Godota, tajemniczego prokuratora w futurystycznej masce na oczach, który pije kawę na wiadra. Opowiada też dość szeroko o przeróżnych mieszankach kaw własnej receptury. Przyrzekł też sobie, że nie wypije więcej niż siedemnaście kubków na rozprawę. Po siedemnastej musi wygrać.


Sama zaś sprawa toczy się w związku z głośnymi kradzieżami niejakiego Mask☆DeMasque, arcyzłodzieja. Gry Phoenix Wright nigdy nie zawodzą - zawsze mamy do czynienia z bandą barwnych, przeciekawych postaci, o których można by długo opowiadać, zawsze jest dużo fantastycznego humoru, trzymającej w napięciu akcji, tajemnic, zagwozdek i świetnej muzyki.


Poznajemy Rona DeLite'a, który twierdzi, że jest Mask☆DeMasque'iem, ale czy to prawda? Mamy też Luke'a Atmey'a, który podaje się za arcywroga Mask☆DeMasque'a i najlepszego na świecie detektywa, a także pociągającą Desirée DeLite, żonę Rona. Powracają też dobrze znane w poprzednich gier postacie - przede wszystkim mój ukochany Detektyw Gumshoe i Maya. No i oczywiście mamy do czynienia z zagmatwaną zagadką kryminalną, którą musimy sami rozwikłać.

Recipe for Turnabout, następny rozdział, jest absolutnie szalony. Ktoś podszywa się pod Phoenixa, i to dość marnie, a Maggey Byrde, znana z poprzednich części, zostaje oskarżona o otrucie informatyka, który wygrał mnóstwo kasy na loterii. Wszystko zaś kręci się wokół francuskiej restauracji Trés Bien, którą prowadzi najbardziej gejowski kucharz świata.


Turnabout Beginnings jest krótkim rozdziałem z przeszłości. Phoenix czyta akta z pierwszej rozprawy Mii Fey - rozprawy, w która była też pierwszym wystąpieniem *rumieniec* prokuratora Edgewortha. Tak, jestem absolutną fanką mojego ulubionego prokuratora. Nie wolno mówić źle o moim ulubionym prokuratorze. Należy go wielbić. Jego boską osobę i jego boskie żaboty.

Żeby nie wyjawić zbyt dużo, ostatni rozdział Bridge to the Turnaboutout wiąże wątki z przeszłości z tymi teraźniejszymi. Na koniec odkrywamy, kim tak naprawdę jest Godot i o co chodzi z jego niechęcią do Phoenixa, a także jak to wszystko ukartował/a główny/a sprawca/sprawczyni. Podczas napisów końcowych gracz czuje się dumny, lekko zmęczony i szczęśliwy, że przeszedł całą naprawdę świetną grę. I miał kupę zabawy.

Skończyłam też grać w najnowszą grę z cyklu Phoenix Wright, czyli Dual Destinies, ale o tym kiedy indziej. Idę słuchać ścieżki dźwiękowej z Phoenixa.


8 komentarzy:

  1. Nie gram w gry, ale polecę ją osobie, która to uwielbia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to są specyficzne gry - dla ludzi lubiących dobre historie i dużo czytania:)

      Usuń
  2. Ja również nie gram w żadne gry. Ale dla miłośników takich klimatów, to na pewno niezła gratka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezła gratka to najnowszy Phoenix, którego recenzję też wkrótce napiszę:)

      Usuń
  3. Ja także nie jestem miłośniczką gier. Jedyne w co gram to karty od czasu do czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak najbardziej zacna ścieżka dźwiękowa :) ale, ale, widzę, że w planach czytelniczych pojawia się "Sezon Burz". Ciekawa jestem Twojego zdania, bo mnie szczerze mówiąc nie zachwycił, żeby nie powiedzieć rozczarował...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, no będzie Wiedźmin, będzie. Nie byłam rozczarowana, dostałam zdecydowanie to, czego oczekiwałam - a nie oczekiwałam wiele:)

      Usuń