Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

poniedziałek, 7 września 2015

Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz


John Green
Paper Towns

Bloomsbury, 2015
Pierwsze wydanie: 2008
Gatunek: young adult, młodzieżowa, współczesna, romans, thriller
305 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★


Margo Roth Spiegelman. Bystra, niesamowita, szalona. Dziewczyna, której każdy w szkole zazdrości. Nic, dziwnego: popularna, urocza, utalentowana. To, że zamieszkała akurat obok Quentina "Q" Jacobsena, to mały, prywatny cud. Jego wszechogarniająca, wszem i wobec znana obsesja. Dopóki pewnej nocy nie zapukała do okna jego sypialni, a po wspólnej wariackiej nocy spędzonej na mszczeniu się za zdradę byłego chłopaka, nie zniknęła jak kamień w wodę. Puf! I tak Margo stała się tajemnicą. Gargantuiczną, bezlitosną fiksacją.

Wydana jako Papierowe miasta trzecia książka Johna Greena, obecnie niekwestionowanego króla inteligentnej prozy współczesnej dla młodzieży, oparta jest na naprawdę świetnym pomyśle i niezłej konstrukcji. To powieść o uczuciu, dojrzewaniu, docieraniu do drugiego człowieka. Green wykorzystuje do tego typową miłosną historię o nie do końca dostosowanym do rzeczywistości nastolatku z wąską grupką znajomych, przesyca ją dość prostymi, ale interesującymi nawiązaniami literackimi i metaforyką, dodaje odrobinę pieprzu w postaci hojnie sypniętego humoru i genialnej części o maniackim road tripie, by wreszcie zajrzeć trochę głębiej do ludzkiej duszy i zachęcić do indywidualnych przemyśleń. Nie zapominajmy też o obowiązkowym wzruszeniu, choć do tego wrócę później.

FanArt: Risa Rodil, źródło: risarodil.tumblr.com

Niestety Paper Towns, choć czyta się ją naprawdę świetnie, to równocześnie książka dość nierówna. Zaczyna od startu z kopa, a nawet kilku mocnych kopniaków, zakończonych jednym z półobrotu, by następnie zwolnić na stanowczo zbyt długo. Cała część druga, najdłuższa i zdecydowanie dłużąca się, rozwałkowuje temat fascynacji Q postacią Margo aż do bólu. Choć chłopak obsesyjnie myśli o zaginionej dziewczynie, długo trzeba czekać, zanim orientuje się, że jego obowiązkiem jest ją znaleźć. Po wielu, niemal zbyt wielu przemyśleniach, hipotezach, próbach i błędach, dochodzi do kolejnych "okruszków", czy też wskazówek, jakie - wydaje się - pozostawiła specjalnie dla niego Margo. 

Szukaj mnie w papierowych miastach, prosi dziewczyna - jak dochodzi do wniosku Q. I zaczyna jeździć do wszystkich okolicznych nieukończonych, wymarłych, choć nigdy niezasiedlonych mieścinach, obecnych formalnie, tylko na papierze. Zagadki Margo wydają się naprawdę intrygujące i inteligentne, przynajmniej te związane z Whitmanem, choć zdecydowanie zbyt ulotne i niepewne. Czy pojechała do Nowego Jorku? A może do Kalifornii? Jak ją znaleźć na tym olbrzymim kontynencie? 

Momentami wydaje się też, że Green za bardzo wczuł się w rolę swoistych, powieściowych Spark Notesów, czyli najbardziej popularnego portalu ze ściągami z literatury dla amerykańskich licealistów, i poświęca zdecydowanie zbyt wiele czasu na analizowanie Leaves of Grass, swoją drogą wspaniałego zbiorku poetyckiego. Gdy przemija zachwyt, to zaczyna w końcu zwyczajnie nużyć. 

FanArt: HarpyMarx, źródło: harpymarx.deviantart.com/art/Paper-Towns-313931205

Wreszcie końcówka, choć z jednej strony funduje czytelnikom solidny, acz przemyślany prztyczek w nos, aż ma się ochotę powarkiwać z niedowierzaniem, to nagle staje się odrobinę napuszonym teatrzykiem dwóch aktorów. Niektóre momenty wydają się zbyt sztuczne i pompatyczne, zbyt naciągane. Sama postać Margo z czasem wydaje się coraz mniej interesująca, a czytelnicy zaczynają tęsknić za sikającym do butelki Benem, który podsumował swój wyczyn dosadnym:

"Sikanie jest jak dobra książka, bo kiedy już zaczniesz, niezwykle trudno jest przestać."

Mimo to Green wynagradza czytelnika rozwiązaniem zagadki samej powieści, która rozwijała się cichcem pod nosem czytelnika w postaci kolejnych części książki. Rozwiązaniem kryjącym się za znaczeniem tytułów okazują się naprawdę trafne rozważania o kondycji ludzkiej, o tym, czy jesteśmy samotną trzciną, czy źdźbłami trawy połączonymi wspólnymi korzeniami, a przede wszystkim o tym, jak siebie nawzajem postrzegamy. Kim dla nas jest druga osoba, co buduje jej obraz w naszym umyśle, ile w tym jest prawdy. Kiedy możemy zobaczyć się nawzajem tak naprawdę? 

Po namyśle i rozmowie z moim lubym dochodzę do wniosku, że podoba mi się też zakończenie, bo różnie je można interpretować. Jedni stwierdzą, że było szczęśliwe, a przez to tendencyjne, inni, że nieszczęśliwe i z głębokim przesłaniem. Dla mnie sam fakt, że ostatnią stronę można tak różnie odczytywać, że jednak powieść ma ukrytą, otwartą strukturę, dodaje Papierowym Miastom świetnego smaczku.

FanArt: bewchanaphat, źródło: rebloggy.com

Tym razem po Greenie nie ryczałam jak bóbr, a leżałam zamyślona i przekminiałam, doceniając kunszt autora, który mimo tanich środków, stworzył dobrą książkę dla nastolatków z inteligentnym pomysłem, świeżym podejściem, świetnym językiem i głębokim przesłaniem. Może nie byłam pod takim wrażeniem, jak po przeczytaniu Gwiazd naszych winy (o której pisałam tutaj), ani nie wstrząsnęło mną tak, jak podczas Szukając Alaski (dla przypomnienia więcej tutaj), to jednak Papierowe miasta też doceniam. Każda z tych książek jest zupełnie inna, choć mają tak wiele cech wspólnych.

Ostatniego dnia lipca miała w Polsce ekranizacja Papierowych miast 
z Natem Wolffem w roli Quentina i Carą Delevingne jako Margo. Jeszcze nie widziałam, ale podobno niezbyt wyszła.

A tak na boku, ostatnio dorwałam (z dużym opóźnieniem) lipcowy numer specjalny magazynu "Książki". Jest w nim artykuł o Johnie Greenie ("Szeryf walczących mięczaków", s. 41-43), który przeczytałam w pierwszej kolejności... i niestety, zawiodłam się mocno. Katarzyna Surmiak-Domańska chyba bardzo chciała napisać cały tekst pod jedną tezę o tym, że wszystko związane z Greenem jest też nierozerwalnie związane z byciem nerdem, choć jedynie przejrzała jedną z jego książek. W tym szczytnym celu zdecydowanie się zagalopowała, bo chociażby w ten sposób podsumowała fabułę Papierowych miast: "para nerdów obmyśla zemstę na kolegach, którzy kiedyś wkluczyli ich z grupy". Kto czytał powieść, ten wie, że to jakieś wielkie nieporozumienie. Margo przyjaźniła się w dzieciństwie z Quentinem, ale potem ich drogi się rozeszły, choć Q wciąż został w niej zakochany. Dziewczyna nigdy sama nie była nerdem, jedynie ukrywała przed popularnymi i "fajnymi" znajomymi fakt, że uwielbia najróżniejsze gatunku muzyczne i czyta poezję. To nie pasowało do jej nowej, licealnej stylówy. Dopiero gdy Margo odkrywa, że paczka cheerleaderek i sportowców to zakłamani zdrajcy, postanawia wrócić do przyjaciela z dzieciństwa, by jej pomógł w zemście.

0 komentarze:

Prześlij komentarz