Książka, do której dotarłam przez najcieplejszą osobę na świecie, Asię prowadzącą bloga Drobiazgi. (Jeśli brakuje Wam w życiu zachwytu rzeczami małymi, optymizmu i głębokiego, duchowego zastanowienia nad sobą, bardzo polecam obserwowanie jej Facebooka albo Instagrama.) Najpierw czytałam jej wpis o Obsesji piękna Engeln, a potem natknęłam się na nią buszując w stosikach i półkach z książkami w jej mieszkaniu. Ostatecznie skończyło się pożyczeniem i czytaniem w amoku bodaj do pierwszej w nocy. Bo to wszystko prawda. Bolesna, codzienna, wgrana na stałe w mózg i społeczeństwo prawda.
Są osoby, które czują się jak ryba w wodzie jeśli chodzi o stereotypy, wymagania i postrzeganie damskich ciał. Kobiety, które uwielbiają być podziwiane, wystrojone od stóp do głów i z efektownym makijażem, nawet w domu we frywolnych pantoflach na zgrabnej platformie i z puszkiem na górze stopy, w zwiewnym kimonie, ułożonych włosach. Zazwyczaj jednak obsesja piękna wyrządza więcej szkód niż daje korzyści jakakolwiek gratyfikacja z powodu wyglądu, nawet autentycznie szczera.
Czym jest obsesja piękna i skąd się bierze? To stan, w którym „energia emocjonalna kobiety jest tak silnie związana z wyglądem, że trudno jej dostrzec pozostałe aspekty życia. (...) Obsesję piękna napędza kultura, która koncentruje się na wyglądzie kobiet bardziej niż na ich słowach, czynach i osobowości. Wzmacnia ją sposób, w jaki przedstawia się kobiety i język, jakim posługujemy się, opisując siebie i inne panie. Przyczyniają się do niej osoby, które zawstydzają kobiety z powodu ich wyglądu – ale także te, chwalą dziewczynki i kobiety jedynie za urodę” (s. 21-22).
Renee Engeln ma doktorat z psychologii społecznej, wykłada na amerykańskim Uniwersytecie Northwestern i naukowo zajmuje się teorią uprzedmiatawiania, „fat talk”, czyli niemal rytualnego narzekaniami na wagę oraz wpływem wyidealizowanych wizerunków kobiet w mediach na psychikę. Wynikiem jej analiz, wywiadów i poszukiwań jest właśnie ta książka, napisana w przyjemny, popularnonaukowy sposób, ale poparta solidną bibliografią i wynikami badań – zarówno jej własnych, jak i innych w tej dziedzinie. W ramach wprowadzenia można obejrzeć jej TED Talk, ale książka o wiele lepiej i głębiej przedstawia problem, od definicji, przez skutki i przyczyny, po rozwiązania: te nietrafione i te autentycznie działające. Spróbuję streścić tutaj pewne najważniejsze punkty, nie tylko dla siebie, ale i dla wszystkich tych, którzy chcą wiedzieć, co tu można znaleźć.
Zarys
Bardzo trudno znaleźć nastolatkę czy dorosłą kobietę, która choćby w cichości serca nie ma kompleksów, uwag odnośnie swojego ciała, wewnętrznych komentarzy: ach, gdybym miała szczuplejsze uda, płaski brzuch, piękne włosy, pełne krągłości, większe oczy, mniejszy nos... Już bardzo małe dziewczynki instynktownie wyczuwają, że bycie nazwanym brzydką to największa potwarz. Czasem można sobie pomyśleć, że po co komu ten cały feminizm, skoro większa część kobiet cichcem podmieniłaby swoje prawa i wywalczony szacunek na poprawę wyglądu.
„Stworzyliśmy kulturę, która wmawia kobietom, że najważniejsze to być piękną. Narzucamy im nieosiągalne kanony piękna, a później, kiedy się nimi przejmują – oskarżamy o próżność albo, co gorsza, zbywamy pełnymi troski słowami: <<Każdy jest piękny na swój sposób>> i upominamy, że powinny akceptować siebie takimi, jakie są” (s. 13).
Przyczyny
Mechanizm psychiczny, który tak mocno wypacza już kobiety od najmłodszych lat, to przedmiotowe traktowanie ciała. Kiedy świat traktuje twoje i inne damskie ciała jako poddawany nieustannej ocenie przedmiot, istniejący tylko po to, by sprawiać innym przyjemność; gdy wygląd to aspekt ważniejszy niż posiadanie sprawnego umysłu, życia wewnętrznego, uczuć, marzeń i aspiracji, trudno nie utracić części swojej podmiotowości, poczucia własnej wartości. Kiedy jesteś chwalona za to, że jesteś taka śliczna, gdy wszyscy martwią się o to, żebyś nie pomięła swojej najlepszej sukienki, kiedy najładniejsza dziewczynka dostaje nagrodę miss, kiedy dorosłe kobiety wokół ciebie nieustannie martwią się o swój wygląd, kiedy obcy ludzie na ulicy cię proszą o uśmiech albo wyzywająco komentują twoją sylwetkę, kiedy każdy portal plotkarski pozwala sobie na swobodne komentowanie i obcinanie wyglądu gwiazd, kiedy kobietom się płaci za to, by stały obok towaru i ładnie wyglądały, przyjmujesz jasny przekaz. Nie liczysz się ty, tylko twoje ciało. A twoje ciało jest sprawą wszystkich. Jest sprawą publiczną. A ty stajesz się przedmiotem. W oczach innych i w oczach samej siebie.
Jesteś uprzedmiotowiana. I skupiając się na wyglądzie w odpowiedzi na bombardujące cię komunikaty, dokonujesz samouprzedmiotowienia.
„Samouprzedmiotowienie ma miejsce, kiedy, choć fizycznie odchodzisz od lustra, pozostaje ono obecne w twoich myślach. Kiedy spacerujesz, siedzisz lub uczestniczysz w spotkaniu, cząstka twojej świadomości nieustannie monitoruje twój wygląd. Kiedy wygłaszasz prezentację przed grupą, cząstka ciebie siedzi w pierwszym rzędzie i sprawdza, czy dobrze wyglądasz. Temat wystąpienia jest nieważny. Czy spódnica nie opina cię zbyt mocno?” (s. 85)
Skutki
Opisane powyżej zjawisko narzuca nam skupienie się na zewnętrznej kontroli swojego ciała, przez co zatracamy tak zwaną świadomość introspektywnej, czyli wrodzonej zdolności do wyczuwania potrzeb swojego ciała od wewnątrz. Pracoholiczki, perfekcjonistki, bulimiczki, anorektyczki i wiele innych kobiet, które zabiło w sobie naturalne zwracanie uwagi na sygnały wysyłane przez ciało, są przykładami na to, jakie spustoszenie w ciele i psychice może zrobić ignorowanie poczucia głodu, sytości, zmęczenia czy tętna.
Wewnętrzny policjant skupiony na ciele odbiera też część mocy przerobowych umysłu. Przekierowując część ze swoich zasobów poznawczych na monitorowanie swojego wyglądu, narażamy się większe ryzyko zaburzeń myślenia i uwagi, tracimy część koncentracji, a do tego obniżamy swoją motywację i samoskuteczność.
Cierpi również asertywność, również seksualna. Nie czujemy, że mamy prawo mówić z szacunkiem o swoim ciele, więc tym bardziej nie wyrażamy swoich pragnień związanych z seksem. Skoro nasze ciało jest przedmiotem, nie zasługuje na prawo odmowy czegoś, na co nie mamy ochoty. Jeśli celem naszego istnienia jest sprawianie innym przyjemności swoim ciałem, dlaczego miałybyśmy się nie poddać presji.
Kobiece ubrania są skrojone z troską o atrakcyjność, a nie praktyczność. Damskie ubrania są krępujące, brakuje im kieszeni, są mocniej wydekoltowane, rękawy są krótsze, materiały cieńsze; wysokie obcasy zniekształcają stopy i obniżają komfort życia; zabiegi upiększające i makijaż zabiera nam czas i pieniądze.
Nie postrzegamy swojego ciała jako jedynej w swoim rodzaju biologicznej maszyny, która niesie nas przez świat i daje miliony możliwości. Nie myślimy, że nasze ramiona są użyteczne, bo można nimi przytulić najbliższą osobę, że nasze nogi pozwalają chodzić po górach i brodzić stopami w morzu, że nasze włosy zapewniają ciepło czaszce, włoski na ciele spełniają różne ważne funkcje, brzuch dostarcza energii i składników odżywczych przez trawienie. Nie ćwiczymy, żeby być zdrowymi, żeby mieć lepszą kondycję, żeby zestarzeć się z ukochaną osobą. Nie myślimy praktycznie.
Co nie pomaga
Krytykowanie wagi i body shaming nie motywują do przerzucenia się na zdrowe nawyki. Jeśli sprawimy, że ktoś znienawidzi własne ciało, czy będzie miał ochotę o nie dbać? Zamiast tego takie zachowania mogą wepchnąć kogoś w poczucie wstydu, kompleksy, skupienie na wyglądzie, a następnie popchnąć do źle umotywowanej i źle poprowadzonej diety, ćwiczeń czy zabiegów chirurgicznych, a nawet wpędzić w chorobę psychiczną.
„Wstyd to skomplikowana emocja – obejmuje poczucie niepowodzenia i poddania swoich wad pod osąd innych. Jest powiązany z normami kulturowymi i oczekiwaniami społecznymi. Sprawia, że stajemy się zbyt niepewne i za bardzo wsłuchujemy się w cudze oceny. (...) Skoro podobanie się innym ma być naszym najważniejszym zadaniem – niepowodzenie na tym polu traktujemy naprawdę poważnie, a związany z nim wstyd może zniszczyć nawet najsilniejsze kobiety. (...) Wstyd różni się od poczucia winy. To ostatnie zwykle łączy się z określonym zachowaniem i sprawia, że człowiek chce przeprosić za swoje postępowanie – a nie zniknąć z powierzchni ziemi. (...) Wstyd ma ogólniejszy charakter – nie dotyczy tego, co zrobiłaś, ale tego, kim jesteś. Trudno się go pozbyć, a toruje drogę dla lęków, depresji i zaburzeń odżywiania” (s. 85).
Złą drogą jest zakrywanie obsesji piękna troską o zdrowie. Nie da się stwierdzić, czy ktoś jest zdrowy kierując się wyłącznie jego wagą.
Również nie pomoże komplementowanie kobiet. Mówienie im, że są piękne, ściąga ich uwagę na wygląd. Przypomni, że są oceniane.
Jeszcze gorsze jest to, jak skonstruowane są nasze media. Tutaj odwołuję za autorką do świetnie tłumaczących rzeczywistość filmików Jean Kilbourne z serii Killing Us Softly na temat wizerunków kobiet w reklamach. Przeglądanie mediów społecznościowych, w których kreujemy często zafałszowaną, ulepszoną wizję swojego życia i wyglądu, a dodatkowo bardziej skupiamy się na przeglądaniu zdjęć, czyli wyglądu, tym bardziej ciągnie nas w dół. Bycie pod nieustannym ostrzałem aparatów w telefonach komórkowych wprowadza nas w nieustanny niepokój.
Sama świadomość powyżej wymienionych mechanizmów wcale nie pomoże nam się uchronić przed obsesją piękna, bo każde skupianie się na wyglądzie, nawet w celu krytyki pogoni za pięknym ciałem, zmusza nas do myślenia o ciele. A tego chcemy uniknąć.
Co pomaga
- Przeniesienie ciężaru z troski o wygląd na troskę o zdrowie, dobre samopoczucie fizyczne i psychiczne. Oddzielanie wyglądu od poczucia własnej wartości i utożsamianie go ze szczęściem. Nie trzeba być pięknym, żeby zasłużyć na miłość.
- Traktowanie swoich oznak starzenia jako symbol dojrzałości, medalu za przebyte doświadczenia. Zdobywa się je, gdy się na nie zasłuży. Po co się ich wstydzić?
- Nie komentuj cudzego wyglądu. Komplementuj tylko to, nad czym dana osoba ma kontrolę, a zatem zalety wnętrza. Jeśli będziesz komplementować np. spadek wagi, podkreślasz to, że przed schudnięciem ta osoba była gorsza.
- Jeśli już wstawiamy zdjęcia na swoich profilach mediów społecznościowych, pokazujmy na nich, kim jesteśmy i co robimy, co możemy, co jest dla nas ważne.
- Unikajmy wystawiania się na media, które skupiają się na ciele: czy media społecznościowe, czy tradycyjne.
- Koncentrujmy się na myśleniu o tym, co robimy. Co możemy dzięki niemu zrobić. Jak funkcjonalne, wygodne jest nasze ciało. Ile mamy energii, jak jesteśmy wytrzymałe. Do czego NAM służy. Jak wpływa na NASZE samopoczucie. Ćwicząc, ćwiczmy dla naszej przyjemności i samopoczucia, a nie dla osiągnięcia wymarzonej wagi.
- Zrezygnuj z ubrań, które zmuszają cię do ciągłego monitorowania swojego wyglądu. Postaw na funkcjonalność, przydatność, wygodę. Głosuj portfelem na te marki, które wspomagają twoją wizję świata.
- Przenieś swoją uwagę na te aspekty twojego ciała, które lubisz. Które sprawiają ci radość.
- Nie postrzegaj siebie fragmentarycznie: brzuch mam taki, biust taki, włosy takie. Patrz na siebie jako na całość.
- Myślmy o naszym wyglądzie jak najmniej. Zmieńmy naszą perspektywę.
- Zmuśmy nasz umysł do wejścia w dysonans poznawczy. Uznając się za osobę, która oddziela się od obsesji piękna, będąc wystawionym na wyidealizowane wizerunki kobiet, będziemy odczuwać dysonans, co stanie się naszą zaporą. Obsesja nie opanuje naszego myślenia aż tak szybko.
- Nie włączajmy się w rozmowy o ciele z narzekającymi kobietami. Nie komentujmy naszego wyglądu przy innych. Nie usprawiedliwiajmy swojej powierzchowności. Uważajmy na słowa, mają dużą moc.
- Zdobądź się na współczucie sobie i innym. Zaangażuj się w pomoc innym.
„Nie jesteśmy w stanie całkowicie wyłączyć części naszego mózgu, która wyczula nas na ludzkie piękno. Możemy ją jednak wyciszyć” (s. 266).
Obsesja piękna. Jak kultura popularna krzywdzi dziewczynki i kobiet
dr Renee Engeln
tłum. Marta Komorowska
Wydawnictwo Buchmann, 2018
416 stron
Odczucia: ★★★★★/★★★★★
0 komentarze:
Prześlij komentarz