Czemu to ciągle Bożek ma przeżywać przygody? Licho też chciałoby sobie poprzeżywać, alleluja! Tylko może takie bezpieczniejsze, wiecie, najlepiej z kakałkiem na podorędziu i parującym stosem racuszków. Ale co się stanie, gdy mały, zasmarkany anioł z alergią na własne pierze spotka się pierwszy raz różek w skrzydełko z najprawdziwszym w świecie CZORTEM?...
Ano będzie dużo dobrego jedzonka, kakałka i przede wszystkim ptasie mleczko. No i przygoda!
Po Małym Lichu i tajemnicy niebożątka oraz Małym Lichu i aniele z kamienia, seria Marty Kisiel dla najmłodszych rozrasta się o trzecią pozycję o Bożku i jego aniele stróżu. I tym razem Licho zażyczyło sobie jechać na przygodę razem z chłopcem, bo w dwóch poprzednich tomach kulminacja historii działa się a to w zaświatach, a to w przedpiekle, ale za każdym razem bez Licha. I w ten sposób Licho zostało zapakowane i wysłane na wakacje u cioci Ody razem z Bożydarem Antonim Jagiełłkiem. I rowerem, o rowerze nie wolno zapomnieć.
Jak poprzedni tom był szalenie zimowy, pełen zasp śnieżnych i zapasów w śniegu, tak ten jest wakacyjny pełną gębą. Bożek uczy się jeździć na rowerze (co nie jest takie łatwe!), spędza noc pod namiotem (oczywiście odpowiednio blisko chatki cioci Ody) i przede wszystkim musi się nauczyć pokonywać uprzedzenia wobec swojego kolegi z klasy, Witka. Wszyscy wiedzą, że Witek to przemądrzały mól książkowy, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy. Poza tym jest opryskliwy, niemiły, głupi i bez sensu. Kompletnie nic nie rozumie! Jak można oczekiwać, żeby Bożek spędzał z nim aż dwa popołudnia?
Witek nie pozostaje mu dłużny: tak samo nie może znieść Bożka, nieżyciowego dziedziucha, który tylko się zajmuje bajkami, wymysłami i głupotami. Nic nie wie o życiu, nie potrafi chodzić na azymut, nie wie, jakie można znaleźć w Polsce węże i w ogóle nawet nie nosi ze sobą kompasu.
A tymczasem nad chatką Ody przechodzi dziwna, nienaturalna burza, która przewraca wiekowe drzewo w sercu lasu. A mówią, że jak drzewo padnie pod siłami natury, a nie ludzkich rąk, jak obróci połową korzeni w stronę nieba, to to drzewo nie należy już do świata ludzi. I biada temu, kto przejdzie na drugą stronę pnia, bo może już nie wrócić...
Jak to jest, że proza Marty Kisiel zawsze działa tak kojąco? Jeszcze ani razu nie zawiodła. Znajdziemy tam dokładnie to, do czego tęskniliśmy: zgrabnie utkaną fabułę z satysfakcjonującym, mrożącym krew w żyłach zakończeniem, prostą naukę o zgodzie i porozumieniu, żywe, ludzkie dylematy w sztafażu uroczej komedii z elementami fantastycznymi. I dużą dozę cudownego humoru, nie mówiąc o zdrowym apetycie po tylu wspomnieniach masełka, śmietanki, smażonych dobroci, lodów i sama nie wiem, czego jeszcze. Ach, no tak. Nie zapominajmy też o polskiej poezji, na którą też potrafi narobić smaka.
Łapcie świeżutką, jeszcze ciepłą Kisiel obojętnie, w jakim jesteście wieku. Czy macie sześć, czy sześćdziesiąt lat, z przyjemnością i przeczytacie kolejną opowieść o Bożku, i przyjrzycie się ślicznym ilustracjom towarzyszącym książeczce. Trzecia część Małego Licha oficjalnie wychodzi już za kilka dni, 2 września, ale podobno już możecie robić zamówienia w sklepach internetowych. Polecam z całego serca.
Bo wiecie, po co się czyta?
„- Żeby czuć.
- Czuć? Ale co?
Radość, chciał w pierwszym odruchu odpowiedzieć Bożek i na tym poprzestać, jak gdyby nigdy nie czuł nad książką niczego poza radością. A przecież był jeszcze dreszczyk emocji. I strach, najprawdziwszy strach, aż serce trzepotało w piersi, a stopy same wsuwały się pod kołdrę, by ich nie pochwyciło nic szponiasto-żarłocznego. I ciekawość, co to będzie, co wydarzy się na następnej stronie, i pragnienie przygody, i czysta frajda, i smutek, taki aż do granicy płaczu, i śmiech, też często zroszony łzami, i żal, że to już, koniec, ostatnia kropka. Oraz błogość, najpiękniejsza, najcudowniejsza błogość zanurzenia po uszy w czymś więcej, czymś dalej, czymś bardziej. (...)
- WSZYSTKO” s. 249
Małe Licho i lato z diabłem
Marta KisielFoksal, 2020
251 strony
Odczucia: ★★★★★/★★★★★
0 komentarze:
Prześlij komentarz