Pierwszy odcinek serialu Wiktoria brytyjskiej stacji ITV. Jenna Coleman, znana twarz z Doktora Who, pojawia się jako młodziutka królowa imperium, koronowana w 1838 roku. Tym razem, oglądając serial kostiumowy, nie tylko napawam się pięknymi sukniami, specyficznymi obyczajami i historycznym tłem, ale też pilnie wypatruję, jak wiele nauczyłam się z ...koronkowej parasolki. Zauważam: u pań nieśmiertelne anglezy lub warkocze zawijane pod uchem w tył, szeroki dekolt w łódkę, na to często koronkowa narzutka na dzień, krótki stanik, kończący się wydłużonym zakończeniem w szpic albo paskiem, charakterystyczne opadające, szerokie ramiona sukni, wielkie rękawy z bufami - chwileczkę, czy te bufki nie powinny być raczej od ramienia w dół w tej dekadzie?...
Nie znam się na modzie dziewiętnastowiecznej, nigdy się nie znałam. Mniej więcej kojarzyłam strój w tylu empire jak z ekranizacji Austen, potem skromność stroju guwernantki i warkocze z Jane Eyre, krynoliny w połowie wieku i kuprowate turniury pod koniec, a na przełomie i w epoce edwardiańskiej - coś pomiędzy Anią z Zielonego Wzgórza a Pokojem z widokiem. Na tym moja wiedza się kończyła. W cieniu koronkowej parasolki, po krótkim przejrzeniu, okazała się zgrabnym kompendium wiedzy dla amatora takiego, jak ja. Teraz jestem w stanie mniej więcej określić epokę po kroju sukni, a to już jest nie lada osiągnięcie!
Wiek dziewiętnasty potraktowany został przez autorki obyczajowo i historycznie - a więc nie zaczynamy od kalendarzowego początku wieku, a zahaczamy o sielankowość dworu Marii Antoniny oraz rewolucję francuską, by potem dojechać parowozem dziejów aż do początku pierwszej wojny światowej, gdy wreszcie mentalność poprzedniego wieku została brutalnie i gwałtownie zmieniona. Pierwsze dwa rozdziały nachodzące na wiek osiemnasty są podobno merytorycznie najsłabsze (więcej tutaj), ale nie przeszkadza to zanurzyć się w niesamowicie ciekawej i barwnie opisanej historii obyczajów, wynalazków i wydarzeń, które kształtowały takie, a nie inne trendy.
Całość podzielona jest na rozdziały, które w zamierzeniu miały opowiadać o kolejnych dekadach, ewentualnie skupiać się na modzie konkretnie np. męskiej. Mimo tego przekrojowego podejścia, płynnego i jasnego stylu, to jednak muszę przyznać, że momentami można się zgubić chronologicznie. Wszytko przez dość frywolnie dodawane ilustracje, które zamiast konsekwentnie skupiać się na konkretnym okresie, mieszają dekady, by zaprezentować konkretny detal, o którym wspominają autorki. Dla pełni szczęścia życzyłabym sobie osi czasu, na której moglibyśmy się w każdej epoce odnaleźć, razem z typowymi sylwetkami męskimi i damskimi z każdej dekady. Tymczasem, choć absolutnie piękne, bogate i szczegółowe ilustracje oryginalnych obrazów z epoki na dwie strony, kolejne rozdziały znaczone są jedynie ogólnym tytułem.
Olbrzymią zaletą tej pozycji są właśnie bardzo liczne i zachwycające ilustracje, które jednak nie stanowią głównej treści. Wyważenie między tekstem a zdjęciami wydaje się być w sam raz, a podpisy łącznie z datami i źródłami pozwalają się rozeznać, co dokładnie widzimy, z jakiego okresu, którego kraju i jak to się ma do całości epoki. Niektóre opisy są naprawdę długie, bo zawierają nawet cytaty!
Drugim elementem, który niezaprzeczalnie dodaje ikry tekstowi, który sam w sobie i tak dobrze się czyta, są ściśle wplecione całe fragmenty plotek i ploteczek z najróżniejszych kronik, pamiętników czy listów. Arystokratki w prywatnych zapiskach nie szczędziły między innymi cierpkich słów o pani Walewskiej - "ślicznej, ale nijakiej umysłowo", drugiej żonie Napoleona - "niezbyt hojnie uposażona przez naturę, Maria Ludwika pochwalić się mogła tylko piękną stopą", czy wreszcie samym cesarzu - "nigdy nie chciał nosić ubrań zbyt obcisłych lub choćby trochę krępujących ruchy, co miało ten skutek, że krawcy szyli mu fraki i surduty, jakby brali miarę, długość i szerokość, z budki strażniczej". Znajdziemy też ubolewania szlachcianki nad modą, która przemienia rodzinne wycieczki w Tatry w pełnym rynsztunku w postaci długich sukien, krynolin, gorsetów i cieniutkich bucików w koszmar. Znajdziemy też przekomiczne wyjątki z listów Słowackiego do matki donoszące o jego wielkiej dbałości o ubranie, a także wysiłkach, by udowodnić wielkiemu światowi, że polski poeta, w przeciwieństwie rzecz jasna do Mickiewicza, może się dobrze ubierać. Zygmunt Krasiński z kolei zwierzał się swojemu przyjacielowi w liście z wybitnie romantycznego (dosłownie!) pomysłu na prezent dla kochanki:
"[...] co myślisz o bransoletce, co by się składała z 2 krzyżów, z 2 wieńców cierniowych i z 2 gwoździ lub nożów, a u której zwarcia wisiałaby niby kamień grobowy ze szmaragdów, na którym napis: <<co w sercu moim na ręku Twoim>>"
Autorki przede wszystkim każde większe zmiany w sylwetce, fasonach czy kolorystyce osadzają na szybkim przypomnieniu tła politycznego, historycznego i obyczajowości. Ponura bransoletka Krasińskiego i obowiązkowe czarne toalety dam polskich związane są rzecz jasna z powstaniami i trudnymi losami podzielonego narodu; angielskie stroje są często bardziej wygodne, praktyczne i często dostosowane do końskiej jazdy, bo na wyspach na przykład jazda konna popularna była również wśród kobiet; po rewolucji francuskiej obowiązująca i pożądana stała się moda mieszczańska z dodatkami symbolicznymi, najlepiej trójkolorowe szarfy czy kokardy. Przede wszystkim jednak pokazują, jak bardzo zakorzenione były w społeczeństwie poglądy o podrzędności kobiety, o jej głównie estetycznej i umilającej roli opiekunki domowego ogniska, której sferą działalności jest ta wewnętrzna, domowa. Kobiety przywdziewające w połowie wieku amerykańską nowinkę - strój bloomerowski, czyli szerokie pantalony z sukienką do kolana - były wyśmiewane przede wszystkim przez inne kobiety, nikt nie brał takiej damulki na poważnie. Każde kolejne udziwnienie stroju, od olbrzymiej, rozbujanej krynoliny, przez futerałowate, krępujące ruchy suknie w stylu princess, aż po ciężkie, wymuszające nienaturalne, s-owate wygięcie sylwetki turniury, było ogłaszane jako ulepszenie zdrowsze i wygodniejsze do poprzedniego.
Podsumowując, być może ten album to nie najlepsza i najdokładniejsza pozycja na temat mody i obyczajów dziewiętnastego wieku, ale zdecydowanie nadaje się dla amatora, który tak jak ja lubuje się w serialach kostiumowych i angielskiej klasyce. Ponoć autorki powtarzają informacje znane z innych publikacji zawartych w bibliografii, mnie to zupełnie nie przeszkadza. Oglądałam i czytałam z szalonym zaciekawieniem, a na dodatek coś z tego wyniosłam i będę mogła oceniać kreacje trochę mniej ignoranckim okiem. A wszystko to - może pamiętacie? - dzięki kaprysowi pod wpływem chwili w Kawiarni Literackiej, o której pisałam jesienią:)
W cieniu koronkowej parasolki. O modzie i obyczajach w XIX wieku
Joanna Dobkowska i Joanna Wasilewska
Arkady, 2016
312 stron
Odczucia: ★★★★/★★★★★
________________________________
________________________________