Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że na polskim rynku książki pojawia się kolejna, jedyna w swoim rodzaju specjalistka od sprzątania z Japonii, parsknęłam śmiechem. Po co nam jeszcze jeden poradnik z rewolucyjnym pomysłem na zagospodarowanie przestrzeni tak, by otaczały nas wyłącznie potrzebne przedmioty? Zresztą, przecież dopiero co czytałam Magię sprzątania Marie Kondo (a tu o niej pisałam) i choć książka mnie zachęciła do ponownego przeglądu szafy i przegrupowania skarpetek, cały pomysł wyrzucania całego swojego dobytku w imię minimalizmu i duchowe odmiany wydał mi się absurdalny.
Okazuje się, że Hideko Yamashita ze swoją metodą Dan-Sha-Ri była pierwsza, a jej poradnik świetnie sprzedał się w Japonii, Chinach i na Tajwanie, ale to Marie Kondo potrafiła się lepiej sprzedać. Jej książka szturmem podbiła Stany i Europę Zachodnią, ma swoją stronę internetową, wpis na Wikipedii, a w internecie można znaleźć filmiki, jak młoda Japonka prezentuje swoją technikę składania ubrań. O Hideko Yamashita zachodni internet milczy. Wiemy tyle, ile możemy wyczytać z Dan-Sha-Ri: swoje pomysły zaczerpnęła z praktyk jogi i mnichów-ascetów. Jej książka została wydana po francuski, hiszpańsku, niemiecku, teraz po polsku. Ale wychodzi na to, że nie po angielsku. A to przecież klucz do sukcesu.
Sam koncept Dan-Sha-Ri, choć zdecydowanie obco brzmiący dla Polaków, zakorzeniony jest głęboko w kulturze japońskiej. Opiera się na czymś, co nazywa się wabi, a co mistrz Zen z przełomu XIX i XX wieku, Daisetsu T. Suzuki, definiował następująco: „Wabi to bycie w pełni usatysfakcjonowanym z małej chatki, pokoju wielkości dwóch czy trzech mat tatami... i talerzem warzyw zebranych z pobliskich pól, może słuchanie delikatnych uderzeń kropli wiosennego deszczu... Jest w prawdzie umiłowania ubóstwa - prawdopodobnie najbardziej stosownego dla takiego ubogiego kraju jak nasz” (źródło).
Przeczytawszy jedną i drugą książkę, szybko można dojść do wniosku, że jednak Dan-Sha-Ri to metoda bardziej wyrafinowana i sensowniejsza niż KonMari. Dlaczego? Zaraz wytłumaczę, najpierw jednak opowiem Wam, o co chodzi w tej pierwszej, jeśli jeszcze nie mieliście okazji o niej słyszeć.
Tajemniczo brzmiące słówko z tytułu książki to zbitka trzech znaków, za którymi kryją się trzy pojęcia. „Dan” oznacza sprzeciw wobec bezużytecznych przedmiotów w naszym życiu. „Sha” to wyrzucanie tego, co zagraca nasz dom. „Ri” to uwolnienie od przywiązania do rzeczy. Te koncepty wydają się logiczne: najpierw musimy się zdecydować, potem selekcjonować i wyrzucać, na koniec zaś ugruntować sytuację pewnego minimum przedmiotów w naszej przestrzeni; wprowadzić ją raz na zawsze w życie jak dietę.
Tego ostatniego elementu brakowało w mi metodzie KonMari. Czytając powtarzaną w kółko formułkę, że wystarczy posprzątać tylko raz, a potem już nigdy nie będziemy mieć bałaganu, trudno w to uwierzyć. Jeśli stoi za tym filozofia życiowa, która zakłada filtrowanie tego, co wprowadzamy do naszego życia w ścisłym związku z tym, co już posiadamy, zdecydowanie nabiera to sensu. Patrzymy wtedy na siebie i swoje otoczenie bardzo lokalnie, wgłąb, harmonizując swoją duchowość ascetycznym otoczeniem.
Yamashita rozwiązuje też mój drugi poważny problem z książką Kondo, a mianowicie brak względu na środowisko. Kondo kazała wyrzucać kilkudziesięciolitrowe worki swoich rzeczy prosto na śmietnik. Pani od Dan-Sha-Ri każe nam spojrzeć na świat globalnie i pomyśleć o tym, że żyjemy w uprzywilejowanym kraju, w sytuacji, gdy mamy rzeczy za dużo. Jednocześnie ludzie w innych krajach mają o wiele mniej, a nasze niepotrzebne przedmioty mogłyby im się bardzo przydać. Dlatego bardziej niż wyrzucać przedmioty, zaznacza, żeby się ich pozbywać. Nie uszczęśliwiać bezmyślnie znajomych, a dokładnie przemyśleć, komu coś naprawdę się przyda i podarować.
Najważniejszym celem tej metody jest znalezienie przedmiotom miejsc, gdzie w danym momencie i w określonej ilości mogą się jeszcze przydać. Możecie więc odstąpić część swoich rzeczy ludziom, którzy zrobią z nich dobry użytek, sprzedać je przez Internet albo oddać do recyklingu.
Dobrą radą jest zasada jednego ruchu, która zakłada, że wystarczy jeden ruch po otwarciu szuflady czy półki, by coś wyciągnąć. Dzięki temu unika się frustracji czy zalegania przedmiotów, których nie używamy. Pytanie, jak to osiągnąć, ale to już inna kwestia.
Podobała mi się też sekcja, w której Yamashita podaje przykłady, gdy chomikowanie pewnych przedmiotów, których nie używamy, może być związane z naszą własną psychiką. Żalem, złą opinią o sobie samym, poczuciem winy, smutnymi wspomnieniami. Autorka przekonuje, że trzeba żyć chwilą obecną i pozbyć się przytłaczających nas drobiazgów. Pozbycie się balastu ponoć wywołuje w klientach Yamashity potężne katharsis, które pozwala im lepiej się zrozumieć i przejąć kontrolę nad swoim życiem. A te najcenniejsze pamiątki zawsze pozostaną w naszych sercach, więc lepiej pozbyć się sztucznej szczęki zmarłego męża czy sukni ślubnej.
Trzeba też koniecznie wspomnieć o wydaniu. Poręczny format, miła w dotyku twarda oprawa, estetyczna, minimalistyczna szata graficzna. Wszystko na wysokim poziomie. Tylko te grafy i tabelki autorki są dość prymitywne i wyglądają jak z prezentacji PowerPointa, a na dodatek powtarzają proste i dokładnie identyczne rzeczy, które wcześniej napisała autorka.
Dan-sha-ri. Jak posprzątać, by oczyścić swoje serce i umysł
Hideko Yamashita
przekład: Paweł Łapiński
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!