Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

niedziela, 11 czerwca 2017

MINIROZKMINY: Kobieta w 1000°C, Magia sprzątania, Mleko i miód, Czerwona królowa


Jak wspominałam, mam sporo zaległości w pisaniu o książkach na bieżąco. Zresztą, nie o wszystkim da radę napisać tyle, ile by człowiek chciał, jeśli chce jeszcze czasem odetchnąć w życiu. Bloger książkowy ma często to do siebie, że z czytelnika uprawiającego beztroskie, spokojne czytanie przeobraża się w czytelnika nieustannie tropiącego fajne tematy, pilnującego terminów do recenzji zamówionych nowości, pstrykającego foty każdej książki, która wpadnie mu w ręce, wpisującego jedną ręką hasztagi na Instagramie i lekko zagonionego, bo przecież trzeba napisać wpis, zamiast napoczynać kolejną powieść!

Ostatnio, jak zapewne zauważyliście, wrzuciłam trochę na luz. Potrzebuję odpoczynku. Stąd też na spokojnie, w kilku słowach i bez przynudzania, pierwsza odsłona nowego cyklu MINIrozkmin!




Historia wystrzałowej islandzkiej babci przeleżała na mojej półce zdecydowanie zbyt długo. Sięgnęłam do niej dopiero niedawno, bo po dostaniu powieści w swoje ręce i przejrzeniu pierwszego rozdziału stwierdziłam, jak później sama Herra naśmiewa się ironicznie, że będzie to lekko stuknięty, słaby kryminał. No bo co to ma być: zamknięta w garażu bystra babinka chwali się trzymanym pod kołdrą granatem i mruczącym na posłaniu laptopem, dzięki któremu podrywa przystojniaków z całego świata. Jakieś szaleństwo.

Tymczasem autentyczne wspomnienia Herbjörg Maríi Björnsson, córki pierwszego islandzkiego premiera, to świetna powieść napisana ze swadą, zgryźliwym, pełnym dystansu językiem i wielką inteligencją. Jednym tchem śledzi się wyrywkowo, gorzko opowiedziane losy urodzonej na spojeniu narodów, zawsze obcej we własnym kraju, przenikliwej dziewczynki na tle II wojny światowej. Anegdotki o porzucanych mężczyznach, oziębłych dzieciach, całowaniu Beatlesów i zamawianiu kremacji przed śmiercią przetykają się z przerażającymi wizjami ucieczki przez pół Europy, gwałtów, mordu, zagubienia. Mocne, świeże, poruszające.

Kobieta w 1000°C

Hallgrímur Helgason

Znak, 2013
tłumaczenie: Alicja Rosenau
432 strony
Odczucia: ★★★★/★★★★★



Rupi Kaur to fenomen internetowy, pisze na tyle proste, dobre i poruszające wiersze, że zainteresowała sobą ponad milion Instagramowiczów. Z jednej strony godne pochwały osiągnięcie, z drugiej - jej praca często jest krytykowana za schlebianie masom, miałkość i mądrość na miarę największych pisarskich pseudofilozofów. Na szybko zajrzałam do tomiku jej poezji, żeby wyrobić sobie własne zdanie.

Nie żałuję tego czasu; nie postawię jej obok Coelho. To nie jest rozintelektualizowana, pełna odniesień poezja ani mistrzostwo oszczędności na marę imagistów. Faktycznie pisze bardzo wprost, czasem licealnie, faktycznie trochę czuć przereklamowanie. Mimo wszystko jednak jej wiersze mają w sobie ciepło, kobiece spojrzenie i moc, dzięki któremu można przypomnieć sobie, uświadomić i przemyśleć pewne pozytywne prawdy, według których dobrze żyć, kochać i odpuszczać, sobie, swojemu ciału i innym. Czytałam z uśmiechem.

Mleko i miód

Rupi Kaur

Wydawnictwo Otwarte, 2017
208 stron
Odczucia: ★★★/★★★★★




Co tu dużo mówić, ta książeczka przyciąga okładką. Kusiła złotym sposobem na bałagan. W końcu pożyczyłam i przeczytałam w jeden wieczór. Mogłabym przeczytać jeszcze krócej, jak dłuższy artykuł, gdyby tylko redaktor zdecydował się wyrzucić połowę tekstu, która zwyczajnie się powtarza, a także wszelkie mistyczne wstawki. Te same zdania powtarzane są w kółko po kilkanaście razy. Że sprzątanie ma być totalne, na raz, że trzeba wyrzucić absolutnie wszystko, co nie jest nam potrzebne albo co nie daje nam radości. Irytujące są też powtarzane jak mantry teksty, że życie w minimalizmie uzdrowi nas duchowo i fizycznie, a nasza cera zacznie jaśnieć. Błagam. 

Czytając japońską guru od sprzątania, Kondomari, najpierw człowiek dochodzi do wniosku, że babka jest mocno stuknięta na punkcie porządku, bo od dziecka pasjonuje ją idealne ułożenie butelek ze środkami czyszczącymi pod zlewem, a potem, że generalnie trochę oślepła na środowisko. Jak można bezmyślnie wszystko wyrzucać (i mowa tu o dziesiątkach kilkudziesięciolitrowych worach), stwierdzając, że jak coś będzie potrzebne, to można szybko kupić nowe?...

Podsumowując: mnie tylko pomogły rady na składanie bielizny i czystkę w szafie. Książek wyrzucać nie zamierzam.

Magia sprzątania

Marie Kondo 

Muza, 2015
224 strony
Odczucia: ★★/★★★★★





Do Czerwonej królowej mocno zachęcił mnie entuzjazm Megu (Catus Geekus), ale tu trochę się rozmijamy w gustach. W ramach wycieczki w otchłanie popularnych young adultów zajrzałam do antyutopijnego świata Mare Barrow, mając nadzieję na odkrycie na miarę Igrzysk Śmierci. Trochę się sparzyłam i już więcej nie chcę tam wracać.

No dobra, nie będę dramatyzować, to nie jest poziom niechlubnego Na szczycie czy Rywalek. Ale dobrze też nie jest. Bohaterka szybko okazuje się być Mary Sue aż do bólu, nazwy umiejętności srebrnokrwistych bywają absolutnie denne (magnetrony!), a końcówka okazała się rozpaczliwie przewidywalna. Bardzo szybko przy czytaniu zaczęłam zaciskać usta z bólu. Kolejnym tomom podziękuję.

Cóż, przynajmniej wiem, że teraz na topie są niezgrabne miksy X-menów, Igrzysk... i Gry o Tron.

Red Queen

Victoria Aveyard 

HarperTeen, 2015
401 stron
Odczucia: ★/★★★★★