Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

wtorek, 9 października 2018

Czorty, zamtuzy i nierówne ścieżki autorskiej wyobraźni. "Pierwsze słowo" Marty Kisiel


Marta Kisiel nie zwalnia. W maju tego roku wydała powieść Toń (moja recenzja tutaj), 19 września ukazała się jej pierwsza książka dla dzieci Małe Licho i tajemnica Niebożątka (recenzja tu), a już 17 października pojawi się na rynku antologia opowiadań Pierwsze słowo! A na swoim fanpage'u ciągle nęci kolejnymi konceptami, konspektami, zapowiedziami...

Już na wstępie wyjeżdża prosto z mostu: „Nie umiem pisać opowiadań”. Są pewni pisarze, którzy są genialni w krótkiej formie, a dłuższa zazwyczaj wychodzi zdecydowanie gorzej; są też tacy, którym o niebo lepiej pisze się dłuższe dzieła niż krótkie opowiadanka. I to do tej drugiej kategorii faktycznie zaliczam Martę Kisiel. To te dłuższe teksty są lepsze, a nawet jak są opowiadaniami, to wciąż bez większego szwanku dałoby się je podpiąć pod Kiślowersum, a najlepiej wpisać je zgrabnie do kolejnej powieści. Bo chcemy więcej!

Tak, oczywiście, że mówię tu o Szaławile, za którą autorka dostała nagrodę Zajdla.


Pierwsze słowo zawiera sześć wcześniej publikowanych opowiadań i pięć zupełnie nowych teksów. Jednym z tych pierwszych jest Dożywocie z 2007 roku, które najpierw pojawiło się w antologii wydanej przez Fabrykę Słów, a trzy lata później ukazało się w pełnej wersji po przekształceniu w powieść o tym samym tytule. Trochę powtórka z rozrywki, a trochę smaczek dla fanów, którzy nie chcą, żeby cokolwiek umknęło. Wspominana wcześniej pierwszorzędna i według mnie najlepsza z całego zbiorku Szaławiła z kolei była dodana w bonusie do drugiego wydania Dożywocia. Ja akurat bardzo się ucieszyłam, bo mam wersję bez opowiadania i bardzo chciałam je przeczytać; dla tych, którzy czytali już to nowe wydanie, będzie to powielanie materiału.

Na wielkie brawa zasługuje absolutnie genialnie wykonana grafika na okładce. Zachwycająca detalem ozdobna czaszka z przodu i opleciona roślinnością dłoń z palcem w górze i wpleciona w to wszystko ćma trupia główka równoważone są przez minimalizm pozostałych elementów. Trudno wypuścić tę książkę z ręki i przestać się wpatrywać w tę soczystość, współgrające kolory i motywy.

Całość otwiera najstarsze opowiadanie, Rozmowa kwalifikacyjna, jest trochę prześmiewczym spojrzenie na trendy i klisze we współczesnej fantastyce, a jednocześnie można powiedzieć, że świadomym rozglądaniem się za tematem na własną twórczość poprzez rozpisanie lęków, a zarazem częstych błędów początkującego na papierze. Katabasis to bodaj najkrótsza i najbardziej literacka i enigmatyczna historia, którą można wielorako interpretować, przede wszystkim zaś odpłynąć w nawiązania mitologiczne. Podobnie W zamku tej nocy... to czysta, wypuszczona na wolność wyobraźnia i humor polonisty rozmiłowanego w romantyzmie, prześmiewczo bawiącego się bohaterami, językami, motywami. Z kolei mroczne Miasto motyli i mgły według mnie cierpi na tym, że to tylko opowiadanie, ta historia, ten mroczny świat zasługuje na dogłębniejsze zbadanie. Najbardziej zmęczyły mnie komediowe Nawiedziny traktujące o nietypowym, dbającym o prostolinijność gościu, który zagnieżdża się w zamtuzie.


Szalenie przypadł mi do gustu brytyjski, fantastyczno-kryminalny Jadeit oraz krótkie i trochę oczywiste, acz dobitne i prawdziwe Przeżycie Stanisława Kozika. W miarę czytania robi się coraz lepiej, bo i opowiadania robią się coraz lepsze: trzy ostatnie stoją na najwyższym poziomie. Jednym z nich jest właśnie śliczna, urzekająca, pierwotna, ale zasługująca na rozwinięcie Szaławiła, nawiązujące do miejsca, gdzie stała Lichotka. Do tego dochodzi horror/ brudne urban fantasy w postaci przygnębiającego, ale świetnie napisanego Całego świata Dawida, przypominającego klimatem antologię Wigilijne psy Orbitowskiego (tutaj więcej na jej temat). Wieńczące całość, mocne Pierwsze słowo również ociera się o ten sam klimat: blokowisko, desperacja, powaga, siły nadnaturalne podobne do tych z klechd domowych przeniesione na współczesne czasy, potraktowane z uwagą i trzymające w napięciu.

Te trzy ostatnie teksty z antologii pokazują, że z czasem, mimo własnych słów, Marta Kisiel nauczyła się jednak pisać opowiadania, a dwa ostatnie, że nie tylko przoduje w humorze i słownym rozbuchaniu, a potrafi też skupić się na poważniejszej tematyce i skręt w stronę psychologicznej grozy jej niestraszny. Doceniam, że fani dostają w jednym tomiku wszystkie teksty autorki, które dotychczas tkwiły gdzieś w antologiach i starych rocznikach czasopism, ale z drugiej strony Pierwszemu słowu wyszłoby na lepiej, gdyby zamiast chaotycznego miszmaszu oferowało konkretny klimat i równomierniejszy poziom.

No i czuję też lekki powiew parcia na wydawanie, by jak najwięcej nowości pojawiało się na poszczególne targi książki...


Pierwsze słowo

Marta Kisiel 

Grupa wydawnicza Foksal, premiera 17 października
317 stron
Odczucia: ★★★/★★★★★
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!


0 komentarze:

Prześlij komentarz