Marta Kisiel nie zwalnia. W maju tego roku wydała powieść Toń (moja recenzja tutaj), 19 września ukazała się jej pierwsza książka dla dzieci Małe Licho i tajemnica Niebożątka (recenzja tu), a już 17 października pojawi się na rynku antologia opowiadań Pierwsze słowo! A na swoim fanpage'u ciągle nęci kolejnymi konceptami, konspektami, zapowiedziami...
Już na wstępie wyjeżdża prosto z mostu: „Nie umiem pisać opowiadań”. Są pewni pisarze, którzy są genialni w krótkiej formie, a dłuższa zazwyczaj wychodzi zdecydowanie gorzej; są też tacy, którym o niebo lepiej pisze się dłuższe dzieła niż krótkie opowiadanka. I to do tej drugiej kategorii faktycznie zaliczam Martę Kisiel. To te dłuższe teksty są lepsze, a nawet jak są opowiadaniami, to wciąż bez większego szwanku dałoby się je podpiąć pod Kiślowersum, a najlepiej wpisać je zgrabnie do kolejnej powieści. Bo chcemy więcej!
Tak, oczywiście, że mówię tu o Szaławile, za którą autorka dostała nagrodę Zajdla.
Pierwsze słowo zawiera sześć wcześniej publikowanych opowiadań i pięć zupełnie nowych teksów. Jednym z tych pierwszych jest Dożywocie z 2007 roku, które najpierw pojawiło się w antologii wydanej przez Fabrykę Słów, a trzy lata później ukazało się w pełnej wersji po przekształceniu w powieść o tym samym tytule. Trochę powtórka z rozrywki, a trochę smaczek dla fanów, którzy nie chcą, żeby cokolwiek umknęło. Wspominana wcześniej pierwszorzędna i według mnie najlepsza z całego zbiorku Szaławiła z kolei była dodana w bonusie do drugiego wydania Dożywocia. Ja akurat bardzo się ucieszyłam, bo mam wersję bez opowiadania i bardzo chciałam je przeczytać; dla tych, którzy czytali już to nowe wydanie, będzie to powielanie materiału.
Na wielkie brawa zasługuje absolutnie genialnie wykonana grafika na okładce. Zachwycająca detalem ozdobna czaszka z przodu i opleciona roślinnością dłoń z palcem w górze i wpleciona w to wszystko ćma trupia główka równoważone są przez minimalizm pozostałych elementów. Trudno wypuścić tę książkę z ręki i przestać się wpatrywać w tę soczystość, współgrające kolory i motywy.
Całość otwiera najstarsze opowiadanie, Rozmowa kwalifikacyjna, jest trochę prześmiewczym spojrzenie na trendy i klisze we współczesnej fantastyce, a jednocześnie można powiedzieć, że świadomym rozglądaniem się za tematem na własną twórczość poprzez rozpisanie lęków, a zarazem częstych błędów początkującego na papierze. Katabasis to bodaj najkrótsza i najbardziej literacka i enigmatyczna historia, którą można wielorako interpretować, przede wszystkim zaś odpłynąć w nawiązania mitologiczne. Podobnie W zamku tej nocy... to czysta, wypuszczona na wolność wyobraźnia i humor polonisty rozmiłowanego w romantyzmie, prześmiewczo bawiącego się bohaterami, językami, motywami. Z kolei mroczne Miasto motyli i mgły według mnie cierpi na tym, że to tylko opowiadanie, ta historia, ten mroczny świat zasługuje na dogłębniejsze zbadanie. Najbardziej zmęczyły mnie komediowe Nawiedziny traktujące o nietypowym, dbającym o prostolinijność gościu, który zagnieżdża się w zamtuzie.
Szalenie przypadł mi do gustu brytyjski, fantastyczno-kryminalny Jadeit oraz krótkie i trochę oczywiste, acz dobitne i prawdziwe Przeżycie Stanisława Kozika. W miarę czytania robi się coraz lepiej, bo i opowiadania robią się coraz lepsze: trzy ostatnie stoją na najwyższym poziomie. Jednym z nich jest właśnie śliczna, urzekająca, pierwotna, ale zasługująca na rozwinięcie Szaławiła, nawiązujące do miejsca, gdzie stała Lichotka. Do tego dochodzi horror/ brudne urban fantasy w postaci przygnębiającego, ale świetnie napisanego Całego świata Dawida, przypominającego klimatem antologię Wigilijne psy Orbitowskiego (tutaj więcej na jej temat). Wieńczące całość, mocne Pierwsze słowo również ociera się o ten sam klimat: blokowisko, desperacja, powaga, siły nadnaturalne podobne do tych z klechd domowych przeniesione na współczesne czasy, potraktowane z uwagą i trzymające w napięciu.
Te trzy ostatnie teksty z antologii pokazują, że z czasem, mimo własnych słów, Marta Kisiel nauczyła się jednak pisać opowiadania, a dwa ostatnie, że nie tylko przoduje w humorze i słownym rozbuchaniu, a potrafi też skupić się na poważniejszej tematyce i skręt w stronę psychologicznej grozy jej niestraszny. Doceniam, że fani dostają w jednym tomiku wszystkie teksty autorki, które dotychczas tkwiły gdzieś w antologiach i starych rocznikach czasopism, ale z drugiej strony Pierwszemu słowu wyszłoby na lepiej, gdyby zamiast chaotycznego miszmaszu oferowało konkretny klimat i równomierniejszy poziom.
No i czuję też lekki powiew parcia na wydawanie, by jak najwięcej nowości pojawiało się na poszczególne targi książki...
Pierwsze słowo
Marta Kisiel
Grupa wydawnicza Foksal, premiera 17 października
317 stron
317 stron
Odczucia: ★★★/★★★★★
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz recenzencki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz