Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 4 marca 2015

Książka, ale jaka?


Wiosenne wydanie magazynu "Książki" na samym początku częstuje nas soczystym artykułem Jacka Dukaja dotyczącym przyszłości książki papierowej i elektronicznej. Ledwie go przeczytałam, już mam ochotę na polemikę.

Nie sposób nie kojarzyć takiego nazwiska jak Dukaj, przynajmniej w naszym kraju. To wybitny współczesny pisarz science fiction, autor monumentalnych dzieł takich jak Lód czy Inne pieśni, opowiadań takich jak słynna Katedra, a także swojskiego Wrońca. Starość aksolotla, jego najnowsza powieść, ma mieć tylko i wyłącznie formę elektroniczną o budowie warstwowej, maksymalnie wykorzystująca możliwości nowoczesnych e-booków. Ilustracje, odnośniki, grafiki wykonane przez Platige Image, figurki projektowane przez twórcę filmowych Transformersów do wydrukowania w 3D... Cuda, cuda ogłaszają. 

Sam artykuł jest poświęcony właśnie e-bookom. Dukaj pisze, że na chwilę obecną rynek jest e-bookami i czytnikami nasycony, kto miał ochotę, ten sobie urządzonko kupił, kto nie, ten został tylko i wyłącznie przy książkach. Żeby dokonała się prawdziwa rewolucja trzeba zaczekać, aż wymrą ci, którzy wychowali się na wąchaniu fizycznych książek i macaniu papierowych kartek. Autor zastanawia się też, czy istnieje tak zwana literatura e-bookowa i czym tak naprawdę jest. Bardzo trafnie moim zdaniem wspomina, że ta wielka ilość publikowanych elektronicznie książek erotycznych, romansów, fantasy i kryminałów to spuścizna dzieci internetu, które piszą i czytają na potęgę egalitarne fanfiction. Jeśli ktoś chce zaistnieć na poważnie, musi iść do szacowanego wydawnictwa. Inni to tylko pojedyncze fenomeny podobne do Justin Biebera, który został odkryty na YouTube.

Dukaj dowodzi, że tak naprawdę ta masowa ilość miernej literatury to junk food, według mnie podobnym określeniem byłoby penny dreadful. Tanie, łatwe, szybkie czytanie bez wymagań, które wymaga w epoce walki o uwagę umysłu. Zewsząd atakuje nas nienormalna ilość informacji, przez co może i mamy większą podzielność uwagi, ale i mniej osiągamy i płycej rozumiemy. Dlatego być może wkrótce materiałem luksusowym będzie wyłączność - zrywanie z natłokiem informacji, odgradzanie się od zbyt dużego dostępu do wszystkiego...

Dukaj chce jednak wykorzystać tę dostępność do swoich celów, a mianowicie tak zmanipulować dostępne na temat jego książki materiały, by odpowiadały dokładnie jego wizji. Dlatego opisuje zjawisko współczesnej literatury warstwowej, której tekst odwołując się do pewnych elementów świata nakazuje czytelnikowi automatyczne sprawdzanie, czym są - na przykład w słów w słowniku, pojęć na Wikipedii, miejsc w Google Maps, piosenek na YouTube, artykułów na Allegro i tak dalej, i tak dalej. Intertekstualność bez hiperłączy, na żywo. Dla niego taką książką jest świeżo przeczytane i zrecenzowane przeze mnie Księgi Jakubowe. Opisuje dokładnie taki sposób czytania Tokarczuk, jaki ja praktykowałam: wikipedyjno-warstwowy, "(...) rozdzialik w tramwaju, rozdzialik przed snem - gugiel o Sabataju Cwim - inny wątek, inna postać, inny czas, inne miejsce  - gugiel o Zoharze".

To prawda, często czytam intertekstualne, spisując utwory, miejsca, słowa, pojęcia, a potem sprawdzając na własną rękę, czym są. To prawda, że nie sposób ograniczyć tego zjawiska, ale ono istnieje od dawna, tylko dopiero jest tak łatwo wszystko znaleźć i natychmiast wypróbować. To prawda, że można spróbować stworzyć książkę ograniczoną limitowaną ilością konkretnych dodatków, ale to też jest nihil novi. Dowiadując się o metodzie Starości aksolotla przychodzą do głowy inni, którzy już tego próbowali, chociażby T.S. Eliot. Jego Ziemia jałowa, największe bodaj dokonanie modernistycznej poezji, zaopatrzona została przez samego autora w przypisy o wiele dłuższe niż sam wiersz, mające na celu jeszcze bardziej przytłoczyć czytelnika, zmylić jego tropy, będące integralną częścią utworu. Been there, done than, done even more than that.

Może wcześniej nie było takich narzędzi, ale wszystko już było w tej czy innej formie, nikt tu nie odkrywa Ameryki.

A co do samych e-booków, osobiście traktuję je jako jedną z form książki, a każda forma ma swoje plusy i minusy, zastosowanie i przydatność. Książka elektroniczna ma przewagę w drodze czy na wakacjach, audiobook będzie idealny do sprzątania, gotowania czy sportu, książka papierowa do brylowania wśród znajomych, wąchania, podkreślania, zaginania, kolekcjonowania, zachwycania i podtrzymywania nóg stołu. Ozdabiania pokoju, zdobywania dedykacji, wpisywania życzeń, dorysowywania komiksików i ironicznych dopisków dla znajomych.

A wy? Macie jakieś preferencje czy traktujecie elektroniczne książki bardziej użytkowo, nie zastanawiając się głębiej nad przyszłością tych papierowych?