Już po halloweenowych przebierankach, cmentarnej zadumie na Wszystkich Świętych, znicze się pewnie dopalają. I już zleciał październik. Zmizerowana trawa została przykryta warstwą pożółkłych liści, drzewa coraz bardziej gołocieją. Podobno listopad ma być całkiem ciepły. To dobrze, bo ubiegły miesiąc spędziłam na doleczaniu kolejnych przeziębień.
Być może głównie dzięki temu miałam czas na przeczytanie aż sześciu książek:
- Pierwsze słowo Marty Kisiel, antologia, o której pisałam tutaj,
- Crazy Rich Asians Kevina Kwana, podsumowałam ich w ostatnich minirozkminach tutaj,
- Dietoland Sarai Walker, również zrecenzowany tutaj,
- Nędznicy (tom I) Victora Hugo, o których napiszę, jak przeczytam drugi tom,
- Ostatnie życzenie Andrzeja Sapkowskiego: mam w planach przeczytanie wszystkich opowiadań i całej sagi, a następnie spisanie wrażeń z powtórki po latach w jednym wpisie,
- Fire and Fury: Inside the Trump White House Michaela Wolffa, o czym nie będę pisać na blogu. Bo nie mam siły do Trumpa.
A jeśli chodzi o mniej książkowe zainteresowania, oto podsumowanie popkulturalne:
Chilling Adventures of Sabrina (2018- )
Castlevania (2017- )
Amerykański serial animowany stylizowany na pełnoprawne anime na podstawie franczyzy japońskich gier komputerowych to chyba jedna z najlepszych adaptacji serii gier, jaką można obejrzeć. Pierwszy sezon miał tylko cztery odcinki, drugi osiem, trzeci został już zapowiedziany na dziesięć. W dużej części przepięknie rysowana, wystylizowana, wiernie oddająca klimat gier i pełna smaczków animacja zachwyci każdego wielbiciela wampirów. Zapijaczony włóczęga Trevor Belmont (któremu głos podkłada Richard Armitage!) bardziej przypomina menela niż potomka słynnej familii łowców wampirów, jednak w obliczu zagrożenia ze strony pradawnego Draculi mszczącego się za krzywdę wyrządzoną jego żonie staje do walki z najmniej oczekiwanymi towarzyszami. Sympatycznie zarysowane kiełkujące przyjaźnie, chłodne intrygi na dworze charyzmatycznego Draculi, wyraziste, intrygujące postaci, skomplikowany system moralny poszczególnych bohaterów, przebogata konstrukcja świata i fantastycznie zanimowane sceny walki – nie opłaca się zwlekać z oglądaniem.
Daredevil (2015- )
Trzeci sezon netfliksowej produkcji o słynnym obrońcy nowojorskiej Hell's Kitchen to według mnie powrót świetnej formy marvelowych seriali. Kolejne starcie Daredevila z Kingpinem zachwyca przemyślnymi na kilka kroków do przodu ruchami, wystudiowaną, perfidną walką psychologiczną i przekonującym wewnętrznym rozdarciem głównego bohatera. Do tego dochodzi dodatkowy przeciwnik, którego wyśmienite i bardzo bolesne origin story przeplata się z głównym wątkiem, a także naprawdę świetnie napisany bohater drugoplanowy, agent FBI Nadeem. Wiele kadrów pasuje wprost na tapetę, rozmyślnie zaaranżowanych w nawiązaniach do chrześcijańskiej tradycji i do oryginalnych komisów, jak chociażby nieprzytomny Matt Murdock na rękach kobiety w pozycji piety. Niektóre odcinki zapierają dech w piersi napięciem, zwrotami akcji i dramatyzmem, nie mówiąc o fantastycznej scenie walki w więzieniu, jednak niestety, jak zwykle czasu jest trochę za dużo jak na materiał i fabuła jest minimalnie za bardzo rozciągnięta. Jeśli oglądacie seriale pod szyldem Defendersów, nie wolno tego przegapić.
Jessica Jones (2015- )
Drugi sezon Jessiki Jones nie jest aż tak dobry jak pierwszy i niestety jak zwykle się dłuży, jednak wcale nie oznacza to, że należy go skreślić. Wręcz przeciwnie, emocjonalna, dramatyczna akcja okręcona wokół niezwykle wyrazistego, osobistego motywu daje szerokie pole do popisu zarówno w warstwie moralnej, uczuciowej, jak i fabularnej. Z niesamowitą satysfakcją obserwuje się wątek Jeri Hogarth, ręce opadają przy przyglądaniu się, jak Trish Walker destruktywnie się nakręca i stacza na dno, Malcolm okazuje się najbardziej sympatyczną postacią sezonu, a wreszcie sama Jessika postawiona zostaje przed szalenie trudnym, wręcz niemożliwym wyborem. Dowiadujemy się też sporo z przeszłości większości postaci. I okazuje się, że RuPaul kanonicznie istnieje w uniwersum Marvela!
The Thing (1982)
W ramach okołohalloweenowego oglądania horrorów zostałam na pewnej imprezie potraktowana bliskim spotkaniem z dość obrzydliwym Czymś. Klasyka Johna Carpentera z lat osiemdziesiątych niektórych zachwyca, innych odstręcza imponującymi, realistycznymi konstrukcjami udającymi przepoczwarzający się organizm z kosmosu odkryty na stacjach badawczych na Antarktydzie. Film zaczyna się od strzelania w uroczego husky'ego, jednak szybko okazuje się, że to nie z powodu szaleństwa w tylu Lśnienia. To „coś” jest niesamowicie niebezpiecznie i wprowadza w małej, zamkniętej społeczności badaczy chaos, paranoję i strach. Obrzydliwości imponują, jednak reszta jest dość powolna. Nie moja broszka.
Tucker and Dale vs Evil (2010)
Pozostając w tematyce makabry, kilka słów o na swój sposób uroczej czarnej komedii pomyłek z Alanem Tudykiem. Dwójka sympatycznych redneków wyprawia się do nowo nabytego domku letniskowego w samym środku leśnej głuszy. Niestety w pobliżu obozuje grupka arcygłupiej młodzieży z college'u, która przy ognisku straszy się historiami o krwiożerczych, mordujących zbójach pokroju głównych bohaterów. Nieprawdopodobna, cudownie absurdalna seria zbiegów okoliczności sprawia, że (jak w rasowym slasherze) nastolatki zaczynają ginąć... ze swojej własnej głupoty i strachu, a redneki nie mogą pojąć, co się tak właściwie wyrabia. Trochę głupie, w dużej mierze fantastycznie zabawne, prześmieszne, a nawet trochę romantyczne. Warto obczaić.
Mission: Impossible III (2006)
Tak jest, w ubiegłym miesiącu również pojawił się kolejny film pod szyldem Mission: Impossible. W podejściu J.J. Abramsa do franczyzy pozbywamy się jakichkolwiek nawiązań do kobiet z poprzedniej części niczym w rasowym Bondzie, bowiem pojawia się znienacka narzeczona Ethana Hunta. A sam Ethan bardzo chce zerwać z karierą agenta specjalnego i pobawić się w zwyczajne życie. Cóż, film akcji żyć nie da, rzecz jasna zarówno agentka, którą szkolił Ethan, jak i narzeczona w szybkim tempie wpadają w tarapaty. Zdecydowanie lepiej się to ogląda niż poprzednie części, a w głównego złego wciela się Philip Seymour Hoffman, jednak wciąż... to nie jest mój ulubiony rodzaj kina. A skakanie po drapaczach chmur nie wynagradza traktowania postaci kobiecych jak rekwizytów, królewien do uratowania i ciał w lodówce.Dom na wrzosowisku (2002)
Przegrzebując się przez fora o Jane Austen i Elizabeth Gaskell oraz niekończące się achy i ochy sprzed lat nad Richardem Armitagem, trafiłam na polecenie produkcji BBC, w której znany m.in. z późniejszej roli Johna Thorntona aktor wystąpił przed eksplozją kobiecego uwielbienia. Sparkhouse to produkcja dość niszowa i specyficzna, bazująca na zabawie motywami i emocjami znanymi z Wichrowych Wzgórz we współczesnej otoczce. Carol Bolton to kobieca wersja Heathcliffa, uczuciowa, wybuchowa, zaborcza, nosząca w sobie nieokiełznany gniew i gorącą miłość. Andrew to chłopak z dobrego domu, zbyt dobrego, by uznawać Boltonów za porządnych ludzi, którzy mogą zadawać się z wychuchanym synkiem, w tym wypadku odpowiednik Catherine. Młodzieńcza miłość udaremniona przez różnice klasowe i rodzinne tajemnice mści się po latach, niszcząc życia wszystkich wokół. Miniserial bardzo tragiczny, chwytający za serce i świetnie zagrany. Polecam, bo zostaje na długo w myślach.
Hydrozagadka (1970)
As to pierwszy i najlepszy polski superbohater. To człowiek, którego wrogiem jest alkohol i lekceważenie przepisów BHP. Facet jest bystrzejszy niż Batman, potężniejszy niż Superman i bardziej praworządny niż Thor. To bohater, na jakiego zasługujemy. Jego życiorys ma kolosalną wartość dydaktyczną. Zwłaszcza dla młodzieży. A ja wyglądają ludzie, których ściga? Zwyczajnie, jeden był w turbanie, drugi na czarno, tylko ten trzeci wydawał się dziwny: liliput przebrany za górala, udawał dziecko.
To trzeba przeżyć.
Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth (2009)
Skończyłam też po dłuższym czasie dawno temu napoczętą grę na DSa z serii Phoenix Wright: Ace Attorney. To te gry, o których pisałam na blogu kilka razy (m.in. tutaj i tutaj), japońskie visual novele o prawniku wielkiego serca, który lubi wykrzykiwać: „SPRZECIW!”. Tytuł, o którym piszę teraz, to spin-off z najbardziej lubianym (przeze mnie również) bohaterem drugoplanowym z gier, prokuratorem Milesem Edgeworthem. Zamiast wykłócać się w sądzie, Edgeworth biega po miejscach zbrodni, bawi się w detektywa i prowadzi przesłuchania w korytarzach sądowych, na pokładzie lecącego samolotu, w parku rozrywki czy w ambasadzie. Mocno brakuje formy rozprawy sądowej, bo trochę trudno uwierzyć w zaprezentowaną w ten sposób metodę na rozwiązywanie spraw kryminalnych, jednak przez większą część rozrywki bawiłam się dość nieźle, dopiero ostatnia sprawa dłużyła się niemiłosiernie. Pomocniczka Edgewortha, Kay, to całkiem udany zabieg, podobnie wspaniale obserwować przekomarzania prokuratora z detektywem Gumshoe, jednak ilość Franziski i Oldbag mnie osobiście męczy (co za dużo, to niezdrowo), a technika logicznego łączenia faktów wydaje się być dziecinna. Humor, przedziwne projekty postaci i szalone pomysły na zbrodnie wciąż jednak bawią. Nie żałuję spędzonego na tej grze czasu.
A co u Was? :)
A co u Was? :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz