Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 3 kwietnia 2019

POPKULTURALNE NOWINY HADYNY: MARZEC 2019



Wreszcie zrobiło się cieplej. Zachmurzone niebo i szybko zapadający zmrok ustąpiły miejsca słońcu i błękitowi nieba. Co prawda T.S. Eliot twierdził, że „najokrutniejszy miesiąc to kwiecień”, ale mnie nie przetłumaczysz. Ja zawsze w kwietniu podszyta jestem radosną energią. Zbliżają się moje urodziny, święta, Pyrkon, majówka... jest na co czekać :)

W marcu zaś pobiłam jakiś osobisty czytelniczy rekord ostatnich lat. Aż siedem skończonych lektur!

  • Zmierzch Osamu Dazaia (recenzowany tutaj)
  • The Mermaid and Mrs. Hancock Imogen Hermes Gowar (o syrence z rozczarowaniem pisałam tutaj)
  • tom czwarty Pana Lodowego Ogrodu Jarosława Grzędowicza (tu pisałam o pierwszych dwóch tomach)
  • Oczy uroczne Marty Kisiel (recenzja tutaj)
  • Kwiat wiśni i czerwona fasola Duriana Sukegawy (recenzowana tutaj)
  • Dziewczyna z konbini Sayaki Muraty (pisałam o niej tu)
  • Zapach mężczyzny Agnety Pleijel

A popkulturalnie?


Kapitan Marvel (2019)


Spotkałam wiele opinii, których przewija się, że to spoko film, ale nic specjalnego. A dla mnie to właśnie coś bardzo specjalnego. I nie mówię o świetnej roli kota czy myjącym naczynia Samuelu L. Jacksonie. To film przełomowy.

Kapitan Marvel mianowicie uzmysłowiła mi, jak bardzo polegam na domyślności męskiego bohatera w filmie superbohaterskim. Że oglądam filmy przez szklaną ścianę męskiego doświadczenia, której do tej pory nie zauważałam, bo była zbyt oczywista. Nie dała mi tego Wonder Woman ani żadna bohaterka z Marvela. Oglądając Carol Danvers po raz pierwszy poczułam dysonans, który mnie zupełnie naelektryzował: oto superbohaterka z własną agendą, charakterem, ale i zwykła dziewczyna, spoko babka otoczona kobiecymi wsparciami, mentorką, przyjaciółką, córką przyjaciółki; którą wkurzają prośby losowych facetów, żeby się uśmiechnęła. Kobieta, z którą mogę się utożsamiać, bliska, jak koleżanka. Z którą czuję wspólnotę, nie tak jak z Dianą, księżniczką wychowaną przez odcięte od świata plemię, nie tak jak z Czarną Wdową skonstruowaną jako spełnienie marzeń dla męskiego spojrzenia i pełen stereotyp femme fatale.

Carol Danvers to dla mnie pierwsza superbohaterka stworzona głównie z myślą o kobietach. Byłam tak tym odkryciem zaskoczona, że długo nie mogłam tego dobrze wyrazić i do tej pory czuję dziwne wzruszenie po tym uczuciu po wyjściu z kina. To dla mnie niespodziewanie naprawdę ważne, że wreszcie ktoś ze studia filmowego otwarcie zauważa moją obecność w kinie i zaprasza na seans. I że mogę zauważyć, że tak naprawdę do tej pory byłam traktowana jak duch. Obywatel drugiej kategorii, od którego chętnie się przyjmuje pieniądze za seans, ale głośno nie mówi, że chodzi do kina.

Do tej pory mnie boli, że dopiero po dwudziestu (!) filmach twórcy stwierdzili, że czas na film skierowany do kobiecej części publiczności...


Bumblebee (2018)

Czy jest możliwe, żeby film o transformersach miał sensowną, jasną fabułę, trójwymiarowych, ludzkich bohaterów, dobry montaż, od którego nie boli głowa i który pomaga zrozumieć bez problemu oglądany film? A, no i design postaci na tyle przyjemny dla oka i nieskomplikowany, żeby można było bez problemu podążać za każdym ruchem robotów ? Otóż, SZOK, jest to możliwe. Po Bayu pałeczkę franczyzy przejął Travis Knight, reżyser między innymi poklatkowego filmu Kubo i dwie struny. Człowiek, który autentycznie lubi i rozumie transformersy, umie poruszać lalkam i figurkami w przekonujący sposób, a na początek stworzył opowieść bliską Stalowemu gigantowi. Tylko z lekkim podtekstem w stronę Kształtu wody. Mnie się bardzo podobało!


Snowpiercer: Arka przyszłości (2013)

Sporym odkryciem była dla mnie niespodziewana postapokaliptyczna perełka, jaką jest Snowpiercer. To nie jest film dla każdego i wiem, że wielu osobom mógłby się nie spodobać, ale mnie wizja rozpędzonego przez martwy, zlodowaciały krajobraz pociągu ma w sobie coś zachwycającego. Każdy wagon pociągu przedstawia inny poziom społeczeństwa, inne wartości, tworząc metaforę smutnej, ale prawdziwej ludzkiej zbiorowości antyutopii. Determinacja i wytrwałość głównego bohatera (granego przez Chrisa Evansa!) sprawiają, że oglądanie tej podróży wgłąb siebie staje się pasjonującą przygodą. Zdecydowanie warto obczaić.


Żona (2017)

Fenomenalny popis aktorski Glenn Close autentycznie wycisnął mi z oczu łzy. Niestety siódma nominacja do Oskara wciąż nie doprowadziła ją do nagrody i choć Olivia Coleman była fantastyczna w Faworycie, tak szkoda, że aktorka pokroju Glenn Close wciąż nie została uhonorowana. Żona to film dość kameralny, rozgrywający się głównie między żoną a mężem. Mąż został właśnie nagrodzony nagrodą Nobla, więc oboje wybierają się do Sztokholmu na ceremonię. W międzyczasie dowiadujemy się coraz więcej o ich związku i o cichej, wiecznie uroczo uśmiechniętej kobiecie, która na każdym kroku asystuje swojemu zajętemu „wyższymi sprawami” mężczyźnie. Dla każdego, kto lubi oglądać filmy o literaturze, serdecznie polecam.


To my (2019)

Odkąd zauważył to mój Ryba, trudno mi przestawić się na inne myślenie o tytule tego filmu: angielskie „us” może nie tylko oznaczać „nas”, ale i „U.S.”, czyli Stany Zjednoczone. Jordan Peele po świetnym Uciekaj! znów bierze się za opisywanie swoich krajan poprzez zgrabnie pomyślany horror psychologiczny. W nowym filmie zastanawia się nad dualizmem natury ludzkiej, ale i natury Amerykanów, a także nad tym, jak fundamenty i historia kraju wpłynęły na współczesną Amerykę. Jest ciekawie, choć jak tylko głębiej zastanowić się nad pomysłem, tym bardziej podstawy filmu się kruszą. Co nie zmienia faktu, że przynajmniej możemy polegać na archetypie bliźniaka, by snuć kolejne odczytania i odgadywać wielorakie metafory.


Bliskie spotkania trzeciego stopnia (1977)


Znany klasyk Spielberga bardzo brzydko się zestarzał. Zamiast metafizyki, czuje się nudę. Kosmici mają idiotyczne pomysły na komunikację z ludźmi: przelatują nocą w kilku miejscach, powodując poparzenia słoneczne, jakimś sposobem uczą niektórych pewnej melodii, innym wbijają w głowę wizję jakiejś góry. Na koniec zaś urządzają elektroniczny koncert z pokazem świetlnym. Wygląd przybyszów z kosmosu rozczarowuje, końcówka wiele nie wnosi, bohaterów trudno polubić, a wszystko jest powolne i niezbyt ciekawe. Cóż. Dobrze, że Lucas nakręcił Gwiezdne wojny, bo inaczej kino nowej przygody nie byłoby warte specjalnej uwagi po latach.


Lekarstwo na miłość (1966)

Kalina Jędrusik, wraz z jej trzpiotowatą manierą, dziecinnym głosikiem, opadającymi zniewalająco powiekami podmalowanymi kocią kreską i lekko rozchylonymi, pełnymi wargami to idealna słodka idiotka. Dzięki oryginalnej historii Joanny Chmielewskiej z jej debiutanckiego Klinu, całe szczęście filmowa Joanna wielokrotnie, pomimo roztrzepania i zakochania, wykazuje się całkiem sporym rozsądkiem i błyskotliwością w rozpracowywaniu szajki przestępczej. O dziwo, jak na tak stary film, wciąż ogląda się to świetnie, wciąż można się szczerze pośmiać i pozachwycać piękną Jędrusik. Mimo to muszę przyznać jak na snobistycznego mola książkowego przystało: książka była lepsza!


Kedi - sekretne życie kotów (2016)

Zapomniałam w ubiegłym miesiącu wspomnieć o filmie, który obejrzałam z okazji międzynarodowego dnia kota. A wspomnieć trzeba koniecznie, bo to jeden z najlepszych filmów na świecie. To dokument w zupełności opowiadający o kotkach w Stambule. Przez cały seans rozpływałam się z zachwytu: były dzielne kocie mamy, małe kotki, zaborcze kocie urwisy, kocie herszty na dzielni, koci wygodnisie, spryciule i głodne biedaczki. Byli też ludzie na co dzień opiekujący się bezdomnymi kotami będącymi stałym elementem krajobrazu, opowiadający o swoich relacjach z kotami, czasem boskim połączeniem, czasem mechanizmem psychicznym, a czasem po prostu zwykłym przywiązaniem. Wzruszające historie, piękne krajobrazy i piękne koty. Proszę oglądać.


Co robimy w ukryciu (2019– )


A na koniec honorowe wspomnienie o świeżo wypuszczonym pierwszym odcinku serialu telewizyjnego, tworzonego przez Jemaine'a Clementa i Taikę Waititiego. Nikomu, kto zna film, nie będzie trzeba tłumaczyć, że to trzeba oglądać. Niepowtarzalna atmosfera mockumentu o wampirzych współlokatorach powraca, tym razem w historii o krwiopijcach z Ameryki. Uśmiałam się jak dzika i nie przegapię ani jednego odcinka.

0 komentarze:

Prześlij komentarz