Qbuś, ten co pożera książki, otagował mnie niedawno to bardzo wakacyjnego i bardzo klimatycznego tagu, a jego z kolei wrobiła niezawodna Owca z książką, (jednak nie) pomysłodawczyni całego projektu. Trudno się nie wciągnąć i nie zacząć dopasowywać swoich lektur do tych soczystych kategorii;) Dziękuję za nominację - rzadko się bawię w takie rzeczy, ale tym razem zrobię wyjątek! Okay, there we go!
POCZĄTEK LATA, CZYLI KSIĄŻKA, KTÓRA PRZYCIĄGA UWAGĘ JUŻ OD PIERWSZEGO ZDANIA
Jest taka jedna książka, do której się zapaliłam po usłyszeniu zaledwie pierwszego akapitu i nie spoczęłam, dopóki nie przeczytałam w całości, choć to wielka cegła i zajęła mi masę czasu. Księga głęboka i szeroka jak dostojna rzeka, dojmująca, wgryzająca się w umysł. Niestety po przeczytaniu bardzo silnie odczuwałam, że nie wychwyciłam wielu niuansów, nie zrozumiałam wszystkiego w pełni. Panie i panowie, mówię o Salmanie Rushdiem i jego Szatańskich wersetach.
Podrzucam ten
pierwszy akapit w oryginale, bo tak czytałam ...wersety. Zaczyna się od dwóch
mężczyzn, spadających z olbrzymiej wysokości i rozmawiających beztrosko wśród
chmur.
''To be born again,' sang Gibreel Farishta tumbling from the heavens, 'first you have to die. Ho ji! Ho ji! To land upon the bosomy earth, first one needs to fly. Tat-taa! Taka-thun! How to ever smile again, if first you won't cry? How to win the darling's love, mister, without a sigh? Baba, if you want to get born again . . .' Just before dawn one winter's morning, New Year's Day or thereabouts, two real, full-grown, living men fell from a great height, twenty-nine thousand and two feet, towards the English Channel, without benefit of parachutes or wings, out of a clear sky.”
ZA GORĄCO, ŻEBY WYCHODZIĆ, CZYLI KSIĄŻKA IDEALNA, BY ZACZYTAĆ SIĘ W CZTERECH ŚCIANACH
O dwóch przeklętych wielkopolskich rodzinach, o przeklętym przez Niemkę chłopcu-albinosie i o dziewczynce, którą miało pochłonąć piekło, czytałam późną jesienią. Lektura nadawała się do zagrzebania pod kocyk z parującym kubkiem gorącej herbaty, ale czuję, że równie dobrze pasuje do upalnych letnich dni. Nic, tylko się ukryć gdzieś w cieniu i czytać z wypiekami, czasem czując zimny dreszcz na kręgosłupie. A mówię tu o Dygocie Jakuba Małeckiego. Pisałam już o nim - więcej możecie poczytać tutaj.
LETNIA WYCIECZKA SAMOCHODOWA, CZYLI KSIĄŻKA IDEALNA NA PODRÓŻ
ROOOAD TRIIIP!
Na wakacje nie ma nic lepszego, niż zabrać ze sobą lekkiego, ale mądrego Greena. Gdy jedziemy nad jezioro pod namiot, dobrze mieć pod ręką Greena - do tego stopnia, że jak w tym roku nie przewidzieliśmy, że nie uda się go wziąć, było nam szczerze przykro. I rozpatrywaliśmy pomysł na poproszenie znajomej, żeby nam dosłała. Bardzo dobre The Fault in Our Stars i przygnębi, i rozbawi, i wzruszy, i zachwyci; najlepsza według mnie Looking for Alaska przyprawi zarówno o łzy ze śmiechu, jak i szczerego smutku; trochę słabsze, ale wciąż w dużej mierze fajnie pomyślane Paper Towns są chyba najcelniejszym wyborem lektury na wycieczkę - co innego można czytać w samochodzie, jak nie fantastycznie opisany road trip Quentina i jego bandy.
MROŻONE HERBACIANE PYSZNOŚCI, CZYLI KSIĄŻKA Z ZIMNĄ SCENERIĄ
Byłabym chyba jakaś dziwna, gdybym tutaj nie zaproponowała Jarosława Grzędowicza, a w szczególności drugiego tomu Pana Lodowego Ogrodu. Końcówka w zawiei śnieżnej i w lodowej dziczy na pewno mocno ochłodzi gorące klimaty, a trzydziestostopniowy upał przemieni się w siarczysty mróz przy czytaniu o ubranych w kożuchy wojach, przedzierających się z trudem po scenerii rodem z dziewiczej zimowej Skandynawii. Nic, tylko pochrupywać kostkami lodu w zębach.
SŁONECZNE POPARZENIE, CZYLI KSIĄŻKA, KTÓRA ZAWIODŁA CIĘ W TYM ROKU
Ostatnio raczej czytam rzeczy, które w mniejszym lub większym stopniu mnie zadowalają, często wręcz jestem zauroczona, bo tak sobie staram dopasowywać lektury. Ostatnio jednak skusiłam się na soczysty barwnymi Indiami Shantaram Australijczyka Robertsa Gregory'ego Davida i zdecydowanie nie zaiskrzyło, o czym mogliście przeczytać w podlinkowanym poście. Innymi słowy, rozczarowałam się. Oczekiwałam książki, która zachwyci, a dostałam lekturę, która częściowo nuży, a nawet męczy. Zdecydowanie zbyt dużo razy słyszałam: "Po co dalej słuchasz tej książki, skoro tak wywracasz oczami?", ale z drugiej strony historia była na tyle ciekawa, a niektóre kawałki na tyle interesujące, że jednak zawzięłam się i dosłuchałam.
UPALNE CZYTADŁA, CZYLI JEDNA Z NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK TEGO ROKU
Z dystansu połowy roku mogę stwierdzić, że najbardziej zostały ze mną Wigilijne psy Orbitowskiego, które czytałam w lutym. Wciąż przypominają mi się niektóre opowiadania, scenerie, specyficzna atmosfera mrocznego, zepsutego Krakowa. Widzę przed oczami wnętrze "Kacpra Kłapacza", widzę rozświetlające noc, niepokojące światła samochodów nadciągające autostradą, której nie ma, ulicą przejeżdża taksówka, której właściciel niedawno widział na siedzeniu pasażera niedawno zmarłego, młodego chłopaka. Te opowiadania wsiąkają i genialnie działają na wyobraźnię.
To by było na tyle, jeśli chodzi o moje letnie typy. Teraz czas naznaczyć kolejne osoby!
Nominuję... każdego, kto to przeczyta. Tak, właśnie Ciebie! Oczywiście niczego nie wymagam i to propozycja całkowicie niezobowiązująca, ale będzie miło, jeśli i Ty dołączysz się do zabawy;)
Oprócz tego dorzucam imienne, ale równie niezobowiązujące nominacje dla:
Pyzy z Pierogów Pruskich - ona na pewno będzie miała coś ciekawego do zaproponowania:)
Ekrudy - może zmaiast beletrystyki dostaniemy w propozycjach jakieś reportaże?
Mroza z Powiało Chłodem - myślałaś, że się wywiniesz, co? ;D